Sylwester Cacek uderza w Bońka: Zostawił Widzew z gnojem w postaci korupcji

- Zbigniew Boniek na Widzewie zarobił kupę kasy i zostawił go z gnojem w postaci afery korupcyjnej - uderza w rozmowie z serwisem futbolfejs.pl Sylwester Cacek, były właściciel Widzewa Łódź.

Sylwester Cacek  i Zbigniew Boniek od dłuższego czasu są skonfliktowani. Ten pierwszy w 2007 roku kupił łódzki klub właśnie od obecnego prezesa PZPN. Dziś mu zarzuca, że został przez Bońka oszukany. - Gdy już wszedłem w Widzew, zaczęły pojawiać się zobowiązania, o których przy podpisywaniu umowy inwestycyjnej nie miałem pojęcia, bo nie były one w tej umowie wyszczególnione. Nie miałem pojęcia, że w Widzewie są aż takie problemy, że są jakieś zaszłości, trupy w szafach i sprawy zamiatane pod dywan. Tę transakcję firmował Boniek, wiarygodna osoba, znana i szanowana w środowisku. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Zaufałem jej, ale potem życie to zweryfikowało - mówi.

Te sprawy to choćby afera korupcyjna, w którą zamieszany był łódzki klub. Klubowi postawiono zarzuty ustawiania 12 meczów w sezonie 2004/05. Widzew - już za rządów Cacka - został zresztą za korupcję ukarany, został potem zdegradowany.

Do tego dochodzi choćby kwota 5 mln złotych (1,2 mln euro), jakiej potem Boniek od Cacka się domagał. I biznesmen koniec końców obecnego szefa PZPN spłacił. Tyle, że uważa że tych 5 mln absolutnie Boniek w klub nie zainwestował. - Przecież on miał wielką wiedzę o tym, co się dzieje w PZPN i co się szykuje. Wiedział, jakie kary mogą spotkać klub. Zataił to przede mną. Miał świadomość, że zdegradowany klub będzie miał dużo mniejszą wartość, więc spieszył się, żeby mnie w to wciągnąć, zanim sprawy wyjdą na jaw. To oczywiste. Dostałem bilans Stowarzyszenia Widzew Łódź – stan na 31 grudnia 2006 roku. Nie ma w nim śladu po kwocie 5 mln zł jako zobowiązanie wobec Zbigniewa Bońka. Że niby tyle pożyczył klubowi. Tę kwotę mu spłacałem na numeryczne konto w Szwajcarii, czyli 1 200 000 euro - mówi Cacek.

Boniek w niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" wyjaśniał: - Milion euro to tylko mała część pieniędzy, które przez trzy lata włożyłem w Widzew. Pan Cacek absolutnie nie negował tej kwoty. Jako że jest rezydentem Szwajcarii, spytał, czy mógłby mi przelać tę kwotę jako darowiznę na szwajcarskie konto. Dla mnie to bez znaczenia, czy zapłaciłby mi w Polsce, we Włoszech czy w Szwajcarii, bo i tak odprowadzam od tego podatki.

ZOBACZ WIDEO Zobacz show Kamila Grosickiego. Dwie bramki! [ZDJĘCIA ELEVEN]

Cacek ripostował: - Pierwsze kłamstwo jest takie, że to nie była darowizna, ale zwrot kosztów poniesionych na Widzew. Od tego się płaci inne podatki. Drugie kłamstwo dotyczy tego, że według jego słów sam zaproponowałem mu przelew na szwajcarskie konto. A skąd niby miałem wiedzieć, że on ma konto w Szwajcarii? Nie miałem o tym pojęcia, dopóki nie podał mi numeru tego konta. Czy mógłbym komuś, kto nie ma konta w Szwajcarii, przelać pieniądze? No właśnie, tak to jest z tymi jego wyjaśnieniami. Aha, i bądźmy precyzyjni – to było 1,2 mln euro - ripostuje biznesmen.

I sugeruje, że Boniek ma coś do ukrycia: - Konto numeryczne polega na tym, że nie podaje się nazwiska właściciela tego konta. Każdy człowiek w Szwajcarii, który ma konto numeryczne, ma ku temu jakiś powód, czyli coś do ukrycia. Zbyszek twierdzi, że dostał ode mnie darowiznę, ale ja utrzymuję, że to nie była darowizna, lecz zwrot kosztów. Tak jak zostało to napisane na przelewie. Opodatkowanie powinno być więc inne. Ale tym niech się już zajmują jego prawnicy i prawnicy fiskusa. Natomiast pytanie związane z tym kontem jest inne: ile na to konto wpływa środków od bukmacherów? Jeśli ktoś zakłada konto numeryczne, to ma przychody, których nie chce ujawniać światu. - sugeruje że ma coś do ukrycia.

I twierdzi, że to oczywiste, że Boniek jako szef Widzewa musiał wiedzieć o korupcji. Tymczasem nikt mu nic nie zrobił. Odpowiedział za to inny udziałowiec klubu Wojciech Szymański. - Do robienia takich akcji trzeba mieć wieloletnie doświadczenie w piłce. Szymański był zapatrzony w Bońka. W mojej opinii o problemach korupcyjnych musiało wiedzieć w klubie minimum pięć osób. Czy uczestniczyli w korupcji, tego nie wiem. Natomiast ktoś, kto siedzi w piłce długo, nie może pewnych rzeczy nie zauważyć. Nie może nie zauważyć, jak mecz prowadzi sędzia, czy napastnik z premedytacją strzela Panu Bogu w okno, czy obrońca specjalnie fauluje w polu karnym itd. Przed zawodowcem nie da się tego ukryć. Nikt mi tego nie wmówi. Dowodów nie mam, bo Szymański wszystko wziął na siebie i w sądzie milczy. Nie wiem, jakie rozliczenia były między nimi. Podczas negocjacji dotyczących inwestycji w Widzew Boniek mówił, że te 1,2 mln euro na szwajcarskie konto, to jest zwrot wydatków dla nich obu. Żebym wpłacił na to konto, a oni się już rozliczą między sobą. Ile Boniek przelał Szymańskiemu, a ile sobie zatrzymał, tego nie wiem.

Sylwester Cacek i Zbigniew Boniek są teraz świadkami w toczącej się od 3,5 roku sprawie niegospodarności w PZPN i działania na niekorzyść wierzycieli Widzewa. Chodzi o zaszłości z początku wieku. Wszystko wskazuje jednak na to, że obaj staną też po dwóch stronach barykady. Cacek zamierza bowiem Bońkowi wytoczyć swój proces. Chce udowodnić, że prezes PZPN robił machlojki gdy prowadził Widzew, że unikał płacenia zobowiązań.

- On tak naprawdę siedzi na bombie całe swoje życie. Do czasu, aż ktoś mu udowodni, że nie jest taki przejrzysty, za jakiego się uważa.

Źródło artykułu: