Cezary Kucharski: Boniek mówi, że polski piłkarz powinien być cwany. Mi wystarczy, że cwany jest już prezes

Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu Cezary Kucharski
Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu Cezary Kucharski

Były reprezentant kraju, lider opozycji w piątkowych wyborach na prezesa PZPN, Cezary Kucharski, tłumaczy, dlaczego powinna nastąpić zmiana w fotelu szefa polskiej piłki.

WP SportoweFakty: Kto wygra piątkowe wybory na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej?

Cezary Kucharski: Wierzę, że Józef Wojciechowski.

To chyba wizja życzeniowa, bo jednak Zbigniew Boniek ma większe poparcie.

- Niekoniecznie. Mamy sygnały, że może być inaczej, ale znamy to środowisko i wiemy, że każdy tutaj gra do końca. Żadna ze stron do momentu wyborów nie może być pewna swego.

Czyli Boniek tylko udaje?

- Na pewno jest faworytem. To obecnie urzędujący prezes, ma opinię publiczną po swojej stronie.

Wojciechowski w czasie krótkiej kampanii najwięcej naobiecywał klubom. Macie ich poparcie?

- Wojciechowski prowadzi także rozmowy z tak zwanymi "baronami", czyli prezesami okręgowych związków. Ma dla nich ofertę. To wśród "baronów" Boniek ma większość. Paradoksalnie, bo przecież cztery lata temu, gdy rozpoczynał swoją kampanię, zapowiadał, że rozgoni, jak określał, tzw. "beton", tymczasem teraz właśnie stanowi jego główne zaplecze wyborcze. Przewidywałem taką sytuację.

ZOBACZ WIDEO Zobacz show Kamila Grosickiego. Dwie bramki! [ZDJĘCIA ELEVEN]

Co to znaczy, że Wojciechowski ma "ofertę dla baronów"?

- Boniek proponuje te same stanowiska nawet kilku delegatom. Niektórzy będą oszukani. Jego kontrkandydat oferuje pieniądze na rozwojowe projekty dla związków, którymi zarządzają. Wojciechowski chce rozwoju. Trzeba wywierać presję, ludzie w okręgach muszą poczuć, że mają jakiś wybór. Jestem w tym środowisku od trzydziestu lat, a ciągle niewiele się zmienia - nadal najważniejsze są prywatne korzyści. Opowiedziałem się po stronie Wojciechowskiego, bo on ich nie potrzebuje. Wręcz przeciwnie - zapowiedział, że jeśli będzie trzeba, zainwestuje w polską piłkę także własne pieniądze. To główna różnica między nim a Bońkiem.

Ta kandydatura wydaje się dziwna. Wojciechowski pojawił się w ostatnim momencie.

- Namówiło go kilka poważnych postaci ze środowiska. Może rzeczywiście trochę późno, ale zapewniam, że ma mocne poparcie. Swój program skonstruował według potrzeb ludzi polskiej piłki.

Kim są ci ludzie?

- Nie chcą się ujawniać, taka jest taktyka wyborcza. Niby żyjemy w demokratycznym kraju, ale ludzie ze środowiska piłkarskiego obawiają się, czują strach. Ich strach wynika z obserwacji czteroletniej kadencji Bońka. Nie chcą mieć problemów w organach związku. Mogę tylko zapewnić, że za Wojciechowskim stoją naprawdę poważne nazwiska.

Boniek to hipokryta, jeśli chodzi o bukmacherów. STS jest sponsorem PZPN, a prezes osobiście reklamuje konkurencyjną, nielegalną firmę.

Dlaczego nakłoniliście właśnie Wojciechowskiego, by kandydował? Przecież to pan długi czas był liderem opozycji do obecnych władz.

- Środowisko potrzebowało kogoś, kto potrafi rozwijać dużą organizację i nie boi się inwestować. Był moment, kiedy poważnie zastanawiałem się nad kandydowaniem. Zrobiłem analizę, porozmawiałem z rodziną, przyjaciółmi, rozważyliśmy "za i przeciw". Wyszło, że więcej satysfakcji będzie w zorganizowaniu transferu piłkarza do Realu Madryt niż działalności w strukturach związku. Boniek kłamie, sugerując, że nie uzbierałem wystarczającego poparcia, by kandydować na stanowisko prezesa PZPN.

Ale gdyby Wojciechowski wygrał, wejdzie pan w struktury federacji?

- Służę radą, kontaktami, ale nie mogę być w żadnych strukturach, bo jestem menedżerem piłkarzy. Myślę, że nowy prezes wziąłby sobie mądrzejszych doradców, jeśli chodzi o zarządzanie sportem. Jestem przekonany, że będą to profesjonaliści z odpowiednimi kwalifikacjami. Każdy lider powinien otaczać się ludźmi mądrzejszymi od siebie. Nie sądzę na przykład, by Wojciechowski osobiście chciał angażować się w politykę zagraniczną. Znajdzie ludzi, którzy mają znajomości w Europie.
[nextpage]Na sztandarach wypisaliście walkę z chuliganami. To naprawdę obecnie tak duży problem w polskiej piłce?

- Kiedy uporamy się z kibolstwem, futbol będzie poważnie odbierany w poważnych firmach. Wojciechowski będzie miał odwagę cywilną i świadomie postawi się patologii, która od wielu lat przeszkadza w rozwoju całej dyscypliny.

Walka z chuliganami to rola PZPN?

- Oczywiście. Bezpieczeństwo na stadionach jest kluczowe.

Boniek nie lubi mnie pewnie dlatego, że kiedyś namawiał mnie na wspólne interesy transferowe, z których nie skorzystałem. Ja nie lubię cwaniaków.

Przecież na meczach organizowanych przez PZPN nie ma zadym.

- Są. Finały Pucharu Polski nie były właściwie organizowane. Trudno było dostrzec piłkarzy na zadymionym stadionie, na co pozwolił prezes, dogadując się na używanie rac. Natomiast kibic reprezentacji trochę różni się od tego, który chodzi na mecz ligowe. Ale nie można wszystkiego zasłaniać reprezentacją, która akurat w tym momencie gra świetnie. To prezes federacji jest od tego, żeby lobbować u władz państwa i wspólnie wspierać kluby w walce z patologią. Same sobie nie poradzą. Boniek przez cztery lata nic w tej sprawie nie zrobił. Lobbował bardziej za zmianami w ustawie hazardowej - czyli dla siebie - niż dla dobra wszystkich.

Co to znaczy, że dla siebie?

- Trzeba go spytać, jakie odniósłby korzyści. Ale przecież ciągle mówił o tym, że potrzeba zmian, będąc jednocześnie twarzą nielegalnego w Polsce bukmachera internetowego.

Waszym zdaniem ustawy hazardowej nie trzeba zmieniać?

- Należy zmienić tak, żeby legalne firmy miały większe szanse z szarą strefą. Czyli, żeby legalny hazard przynosił więcej pieniędzy dla polskiego sportu. Jest kilka rozwiązań z innych krajów, które funkcjonują dobrze.

[b]

Jest w ogóle coś, co podobało się panu w kadencji Bońka? [/b]

- Tak. Jak ustawił sobie dziennikarzy. Po zakończeniu udanej kariery piłkarskiej radzę sobie dobrze, ale wkurza mnie, że w tym środowisku od trzydziestu lat nic się nie zmienia. Kiedy prezes PZPN mówi, że głównym problemem szkolenia młodzieży w Polsce jest przygotowanie fizyczne, a to przecież jest jakiś absurd, kompletne dyrdymały. Tak nie powinna mówić głowa polskiego futbolu! Dobrym marketingiem zakrywamy realne problemy - trenerów, piłkarzy, klubów. Tego, że dzieciaki nie mają gdzie trenować, a trenerzy nie wiedzą, jak trenować. Do Bońka mam największe pretensje o grzech zaniechania. Jawił się, jako zbawca i odnowiciel, a niewiele zrobił.

Mówi pan serio?

- Wizerunek PZPN zależy od wyników kadry. To, że mamy tak genialnego piłkarza jak Robert Lewandowski, nie jest zasługą Bońka. Wkurza mnie to, że podpina się pod jego sukcesy, a nie szuka rozwiązań, abyśmy w przyszłości mieli kilku takich piłkarzy. Nie lubię milczeć, jak ktoś tylko pudruje prawdziwe problemy. Obecna władza oszukuje ludzi, że jest super, a jak Robert skończy karierę, to będziemy mieli problem.

Dlaczego wy się tak z Bońkiem nie lubicie?

- On nie lubi mnie pewnie dlatego, że kiedyś namawiał mnie na wspólne interesy transferowe, z których nie skorzystałem. Ja nie lubię cwaniaków.

Sztab Wojciechowskiego wychodzi jednak trochę na pieniaczy, nie chcąc dostrzec jakichkolwiek plusów rządów obecnego prezesa.

- Ok, przepraszam. Boniek pokazał, jak wydawać pieniądze na marketing, żeby zmienić wizerunek PZPN. Tego nie potrafił Grzegorz Lato. To dobra wskazówka dla następców - dostają gotową instrukcję, co trzeba zrobić, by o federacji pisano tylko dobrze. Chwali się prezesa nawet za to, że nie pobiera pensji, ale z drugiej strony irytujący jest brak transparentności. Tak naprawdę to ani członkowie zarządu, ani Komisja Rewizyjna nie wiedzą, jakie koszty federacja ponosi na utrzymanie Bońka. Jeżeli ktoś ogłasza głośno, że pracuje za darmo, jest to dla mnie przynajmniej dziwne. A poza tym - przecież wiemy, że prezes do altruistów nie należy.

To prezes federacji jest od tego, żeby lobbować u władz państwa i wspierać kluby w walce z patologią. Boniek nic w tej sprawie nie zrobił. Lobbował bardziej za zmianami w ustawie hazardowej - czyli dla siebie.

Wojciechowski też nie chce pensji.

- Jest milionerem. I na pewno stać go na pokrycie tak zwanych kosztów reprezentacyjnych z własnej kieszeni.

I stać go na rozdanie 160 milionów złotych biednym klubom w Polsce? Brzmi to - jak pan powiedział - "przynajmniej dziwnie".

- 160 milionów z konta PZPN powinno zostać zainwestowane w rozwój futbolu. Nie powinny leżeć na koncie. Bońka nie interesuje to, że polskie kluby żyją z miesiąca na miesiąc, a 15 z nich za jego kadencji miało tak wielkie problemy, że ogłosiło upadłość. Miał to gdzieś. Kiedy Radosław Osuch miał kłopot z kibolami w Zawiszy Bydgoszcz, został sam. Podobnie Jacek Bednarz w Wiśle Kraków. Prezes PZPN nie stanął w obronie tych klubów, a według mnie powinien solidaryzować się w walce z bandytami.

Jak powinien to zrobić?

- Jako prezes PZPN powiedziałbym do takiego Osucha: "Ja ci dołożę, ale wytrzymaj w tym konflikcie, bo nie może być tak, że chuligani rządzą". My się cofamy, jest nas 36 milionów, a piłkarsko jesteśmy daleko nawet za mniejszymi krajami.

[b]

Wojciechowski obiecuje pół miliarda złotych, ale czy na pewno ma pomysł skąd je wziąć?[/b]

- Mówiliśmy już o pieniądzach na koncie PZPN. Co roku są też kolejne dochody, można postarać się o niskoprocentowe kredyty, poprosić UEFA i FIFA o wsparcie mądrych programów. O jakąś realną kwotę, którą można byłoby zainwestować w polski futbol.

Nie sądzi pan, że gdyby była możliwość dotacji z UEFA, to akurat Bońkowi szybciej udałoby się ją uzyskać?

- Bawi mnie to, że są jeszcze dziennikarze, którzy piszą o świetnych kontaktach Bońka z ludźmi w UEFA czy FIFA. Jeśli rzeczywiście takie ma, to ciekawe dlaczego przez cztery lata nie przełożyły się ani na PZPN, ani na kluby. Dla mnie te świetne koneksje Bońka to po prostu mit, którym kilku dziennikarzy stara się leczyć nasze kompleksy. Całkiem niedawno prezes PZPN stawiał go na szali, zapowiadając walkę o otwarte trybuny stadionu Legii podczas meczu z Realem. Nic nie mógł wskórać w UEFA - taka jest prawda. Mieszkałem w Szwajcarii, wiem, jak tam podchodzi się do poszanowania prawa i zasad. To nie Komisja Dyscyplinarna PZPN, którą Boniek ustawił tak, że zawiesiła Kazimierza Grenia na dziesięć lat za błahostkę. W UEFA, w przeciwieństwie do PZPN, nie wszystko da się załatwić jednym telefonem.

Brakuje nam kogoś z federacji w europejskich strukturach?

- Oczywiście. Ale Boniek nie miał szans się dostać, bo reklamuje bukmacherów, co jest sprzeczne z zasadami UEFA.
[nextpage]Nie ma pan wrażenia, że strzelając ciągle z tej bukmacherki i miejsca zamieszkania prezesa, używacie starych armat? Naprawdę przez cztery lata nikt by się nie zorientował, że prezes PZPN łamie prawo?

- Jeżeli ktoś ma wsparcie polityczne, to wyobrażam sobie, że przez cztery lata można na niego przymykać oko, udawać, że nie ma problemu. A dla mnie problem istnieje - Boniek to hipokryta, jeśli chodzi o bukmacherów. STS jest sponsorem PZPN, a prezes osobiście reklamuje konkurencyjną, nielegalną firmę. Wydawało mi się, że szef federacji powinien dbać o partnerów, a nie wykorzystywać każdą okazję dla własnych korzyści. Chciałbym, by zasady były przestrzegane, zwłaszcza w sporcie. A tak - jeśli prezes ich nie przestrzega, to dlaczego inni mieliby to robić? Prawo pomaga w rozwoju, a kombinowanie zachęca innych do kombinowania.

Podobno macie jakąś nową amunicję związaną z przejęciem od Bońka Widzewa Łódź przez Sylwestra Cacka?

- Nie mamy. Cacek przelał 1,2 miliona euro na konto Bońka do Szwajcarii przy sprzedaży. Sprawa jest już przedawniona. Nie sądzę, aby ktoś miał odwagę potraktować tę sprawę jak UEFA potraktowała Platiniego (były szef UEFA został posądzony o korupcję - przyp. red.). Można tylko oceniać w kategoriach etycznych. Cacek ma dużo pretensji do Bońka za to, że namówił go do transakcji, a później okazało się, że Widzew to klub stojący na minie, do tego z szafą, z której co chwila wypadały trupy.

Wojciechowski kibicom także dobrze się nie kojarzy. Przede wszystkim - z kiepskim zarządzaniem Polonią Warszawa.

- To już człowiek bardziej doświadczony, wie, co to futbol. Zdaje też sobie sprawę, że kierowanie PZPN to coś więcej, niż zarządzanie klubem. Tak naprawdę największym błędem Wojciechowskiego było zaniedbanie w sprawach dobrego PR. On przecież sprzedał klub w dobrej kondycji finansowej i dostał za niego aż osiem milionów złotych. Nikt, kto wydaje tyle pieniędzy, nie robi tego po to, by zaraz klub położyć. Ireneusz Król wydawał się być poważnym biznesmenem. Fakty potwierdzają że upadek Polonii nie jest winą Wojciechowskiego.

Dobre PR zabrakło wam chyba także, kiedy nie wpuściliście części dziennikarzy na poniedziałkową konferencję.

- Sprawa została sztucznie rozdmuchana. Nie wszedł jeden fotoreporter z "Przeglądu Sportowego". Spotkanie odbywało się w małej sali, nie było miejsca dla kogoś, kto chciał robić zdjęcia. "Przegląd" nie awizował, zdaje się, na konferencję żadnego dziennikarza. Poza tym Wojciechowski zdaje sobie sprawę, że ta gazeta jasno się pozycjonuje i nie jest obiektywna, jeśli chodzi o ocenę kandydatów.

Ludzie ze środowiska piłkarskiego obawiają się, czują strach. Ich strach wynika z obserwacji czteroletniej kadencji Bońka.

O co wam chodzi, kiedy mówicie, że ludzie, którzy dali poparcie Wojciechowskiemu, byli zastraszani?

- To oczywiste - w takim Śląsku Wrocław zmieniono nawet delegata. Myślę, że były naciski polityczne na telefonicznej linii PZPN - urząd miasta - Śląsk. Musiało być gorąco.

Ale to wasze domniemania czy fakty?

- Wiemy, jak to środowisko funkcjonuje i jakie możliwości polityczne ma Boniek. Sam Grzegorz Schetyna cztery lata temu intensywnie mnie namawiał, żebym nie wspierał Romana Koseckiego, tylko właśnie Bońka.

Dlaczego Boniek unikał publicznej debaty z Wojciechowskim?

- Bo nie miał nic do zyskania. W konfrontacji z Wojciechowskim miałby problemy, nie ma przecież żadnego programu do zaprezentowania. Kiedy przeczytałem postulaty Ekstraklasy opublikowane przed zjazdem, pomyślałem, że z taką inicjatywą do klubów powinien wyjść przecież PZPN. Ma przecież największy wpływ na polską piłkę. Chęci debaty nie ma zresztą w całym środowisku. Wielu mainstreamowych dziennikarzy jest zadowolonych z pozycji, jaką mają. Nie wywierają presji, tylko bezrefleksyjnie akceptują wszystko, co powie im Boniek. Liderami opinii stali się dziennikarze. I można im wcisnąć każdy kit - jak choćby ten o szkole trenerów PZPN, która jest określana jako jedna z najlepszych w Europie, tyle że nikt naszych trenerów w Europie jakoś nie zatrudnia.

Szkoła w Białej-Podlaskiej to zły pomysł?

- Dobry ale dla tych ze wschodu naszego kraju. Wielu trenerów na nią niestety nie stać. Pytałem Ryszarda Komornickiego, jak jest w Szwajcarii - tam szkolenie jest darmowe, płaci się tylko za egzamin na UEFA Pro. Wszystkie inne koszty ponosi federacja. U nas monopol na edukację ma PZPN, a trenerów jest mało. To żałosne, albo jak mówi Boniek - śmieszne - ale mamy ich mniej niż Czechy, a przecież wielkości krajów nie ma nawet co porównywać. Stowarzyszenie Trenerów w Polsce straciło po ostatnich wyborach swoje lokum w siedzibie PZPN, nie miało pieniędzy na składki w międzynarodowej organizacji, czy udział w konferencjach. PZPN odciął ich od finansowania, więc przyszli do mnie, żebym chociaż pomógł zapłacić składkę. Pomogłem. Boniek jest w konflikcie z wieloma środowiskami piłkarskimi w Polsce, otacza się samymi klakierami, którzy pewnie mają przy nim dobrze, ale nie będzie to przecież trwało wiecznie. Tracimy czas, nie idziemy do przodu.

A co się stanie, jeśli Boniek wygra wybory? Będziecie nadal opozycją?

- Wtedy nie pójdziemy do przodu. Nie wiem, co postanowi Wojciechowski, ale wyobrażam sobie, że nadal będzie aktywny w futbolu. Mam swoją robotę, zależy mi na dobrym prowadzeniu karier piłkarzy, których reprezentuję. Chciałbym mieć jednak coraz lepiej wyszkolonych klientów. Potrzebuję piłkarzy mądrych, inteligentnych, dobrych technicznie. Boniek ciągle podkreśla, że polski piłkarz powinien być cwany. A mnie wystarczy, że cwany jest już prezes PZPN. Europa i nasza piłka potrzebuje nowoczesnych piłkarzy.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Źródło artykułu: