Dariusz Tuzimek: Skacowani reprezentanci dostali ostrzeżenie (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Polska piłka jawi się niczym obrazki z filmu o teksańskiej masakrze piłą mechaniczną: krew tryska, trup ściele się gęsto, a wokół ranni lub zabici. Czyli spoko, jesienne porządki.

Kiedyś październik był nazywany miesiącem oszczędzania. Dziś w październiku nikt się nie oszczędza. Przynajmniej w polskim futbolu. Najpierw strzelali do siebie jak do kaczek właściciele Legii, teraz jest rozpierducha w reprezentacji, a przed nami jeszcze gorąca końcówka miesiąca: wojna o PZPN, czyli Boniek kontra Wojciechowski.

Spektakl w gronie właścicielskim Legii chwilowo musi oddać scenę reprezentacji. W czwartek "Przegląd Sportowy", czyli gazeta zaprzyjaźniona z reprezentacją i z niej żyjąca, zaczął - co zaskakujące - strzelać do kadry. Przekaz jest taki, że reprezentanci (niektórzy oczywiście) na zgrupowaniach chlają, sprowadzają żony i dziewczyny do pokojów, zajmują się głupotami zamiast koncentrować przed meczami. Panuje buta, pycha i rozprężenie. Brakuje autorytetów i kontroli nad tym, co kadrowicze robią.

Gazeta pisze, że tak się dzieje od dawna. Tak było na Euro i nawet już wcześniej, w Arłamowie. Ale wtedy o tym nie pisała. Dlaczego pisze teraz?

Nie mam wątpliwości, że jeśli dziennikarz zawsze mówi Zbigniewem Bońkiem, to i teraz usłyszał dźwięk sygnałówki. Tym razem cel jest zbożny, można tylko pochwalić. Trzeba pomóc Adamowi Nawałce opanować chaos i bałagan, bo sam sobie nie poradzi. Ale w taki sposób, by oszczędzić trenera. Takie zadanie do wykonania. "No i brawo!" - jak mawia Boniek.

ZOBACZ WIDEO Tomaszewski: Nawałka zaczął "filozofować" ze składem i... (Źródło: TVP S.A.)

Dziwię się, że prezes związku sam tego robienia porządku nie bierze na klatę. Bo przecież za to można zebrać punkty u kibiców (a nie ma wątpliwości, że medialna tuba by to odpowiednio nagłośniła). Nawet tytuł mógłby być fajny: "Padre z Rzymu robi porządki".

Oczywiście wygodniej jest kazać wyjmować dziennikarzowi kasztany z ogniska, żeby w razie czego samemu nie poparzyć rączek. I łatwiej przypieprzyć piłkarzom medialnie, niż usiąść z nimi i odważnie, bezpośrednio powiedzieć: "Na granie na kacu nie ma mojej zgody. Kto tego nie rozumie, do pokoju po walizkę i do widzenia". Sam bym bił brawo i krzyczał: "Wiwat! Brawo Polonia! Brawo ten pan". Do całowania prezesa w sygnet już bym się jednak nie dopchał, tam tłum dziennikarzy zbyt wielki. A z tego połowa na kolanach.

Nie ma nic prostszego, niż zrobić porządek z pijakami, którzy chcą grać na kacu, a na zgrupowania przyjeżdżają jak na kolonie. Można to zrobić - zupełnie jak z jajkiem - na twardo i na miękko. Tu wybrano drugą opcję. Sprzedanie afery poprzez media to rodzaj wysłania piłkarzom wiadomości. Zupełnie tak samo włoska mafia wysyła komuś, kto jej podpadł, rybę owiniętą w papier. Albo łeb konia, jeśli jest pod ręką. To jest takie mocne, ostatnie ostrzeżenie.

Trudno artykułu w czwartkowej gazecie nie odbierać tak samo. To jest dopiero ostrzeżenie, jeszcze nie egzekucja. Przecież nazwiska piłkarzy-pijaków nie padają. Ale czy nie padną? To właśnie jest ten pistolet przy skroni. W takiej sytuacji trudno się stawiać. Ktoś, kto właśnie znalazł w pościeli łeb ukochanego konia, rzadko mówi: "Sprawdzam".

W tekście nie padają nazwiska, poza dyrektorem Tomaszem Iwanem, który na zgrupowaniach miał forsować luz dla kadrowiczów. Gazeta mówi "A", ale nie mówi "B". Nie ma w tym przypadku. Jak rozumiem, miłośników gry na kacu nie znajdę na liście powołanych na listopadowe mecze kadry, ale błoto ochlapało wszystkich. Nie trzeba być specjalnie domyślnym, żeby wiedzieć, że w gronie "skacowanych" nie ma Roberta Lewandowskiego, Łukasza Fabiańskiego, Łukasza Piszczka czy Jakuba Błaszczykowskiego. Jest w reprezentacji też paru młodych, którzy mają dobrze poukładane w głowie. Ale jest też paru starych, których boli wątroba.

Czytamy w "PS", że kadra pochlała w Arłamowie (jeden z piłkarzy następnego dnia nie był w stanie trenować), imprezowała w czasie Euro (poszła w miasto!) i pada pytanie: czy Nawałka jest w stanie przeciwstawić się gwiazdom i czy za kompromis nie płaci zbyt wysokiej ceny. Postawiona jest teza, że selekcjoner bardziej liczy się ze zdaniem piłkarzy niż swojego sztabu i że wszystko konsultuje z Lewandowskim. No nie jest to ten obraz trenera, który do tej pory ta sama gazeta nam serwowała (czyli silny człowiek, rządzący twardą ręką, bezkompromisowy lider, autorytet). Nawałka nie jest celem w tej akcji, nie do niego się strzela. A jednak dostaje rykoszetem. Pojawia się sugestia, którą można odczytać: "Weź no chłopie ogarnij to towarzystwo, bo drużyna ci się rozłazi".

Tytuł artykułu o skacowanej kadrze to "Wieża kontrolna do Nawałki - uwaga! Kadra zamieszkała w chmurach". Rozumiem, że tą "wieżą" jest prezes Boniek. Tylko po co do Nawałki przez media gada? Przecież Zbigniew Boniek jest na każdym zgrupowaniu. Mało tego, ma tam swoich ludzi. I z takim "uchem" był do dzisiaj niezorientowany, co się dzieje w reprezentacji? Trudno uwierzyć.

W La Baule podczas Euro 2016 Zbigniew Boniek mieszkał z kadrą w jedynym i tym samym hotelu. Musiał mieć strasznie mocny sen, że nie słyszał i nie dowiedział się, że piłkarze poszli w miasto (może wychodzili w kapciach?). Dobrze, że się w końcu prezes obudził i robi porządek. Lepiej późno niż wcale.

Ale prezesie, trochę więcej śmiałości! Odwagi! Proszę się nie bać mówić w pierwszej osobie. Dotychczas nie trzeba było o to pana prosić.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Zobacz więcej tekstów autora --> 

Źródło artykułu: