Hebert: Widziałem zbyt wiele zła

PAP / Andrzej Grygiel / Zawodnik Piasta Gliwice Hebert Silva Santos (P) walczy o piłkę z Wladimerem Dwaliszwilim (L) z Pogonii Szczecin
PAP / Andrzej Grygiel / Zawodnik Piasta Gliwice Hebert Silva Santos (P) walczy o piłkę z Wladimerem Dwaliszwilim (L) z Pogonii Szczecin

- Zdarzało mi się budzić rano, wyglądałem przez okno i widziałem trupy na ulicach. Ja zawsze chciałem grać w piłkę, nie jest jednak miło, kiedy twoi koledzy z boiska giną pod domem - powiedział "Piłce Nożnej" zawodnik Piasta Gliwice, Hebert.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Co się stało w meczu z Górnikiem Łęczna?[/b]

- Dziwna sytuacja. Mieliśmy zwycięstwo w rękach i nagle wszystko się zmieniło. Ten mecz oglądałem jeszcze raz dokładnie i nadal nie potrafię zrozumieć, co się wydarzyło. To było szaleństwo - mówi środkowy obrońca Piasta, Brazylijczyk Hebert.

Jaka panowała atmosfera w waszej szatni po spotkaniu? Jaki wyraz twarzy miał trener Latal, który do spokojnych ludzi raczej się nie zalicza?

- Wszyscy byliśmy smutni i rozczarowani. Graliśmy dobrze, lepiej od Górnika, ale w końcówce oni stworzyli dwie sytuacje, które zamienili na bramki. A trener Latal podszedł do tematu bardzo spokojnie, nie było żadnych krzyków. Kazał nam iść do domu, odpocząć, przemyśleć mecz. Oczywiście był rozczarowany, ale czy był zły? Jeśli tak, nie dał po sobie tego poznać. Już później w trakcie analizy, po prostu pokazał nam co było nie w porządku w naszej grze.

ZOBACZ WIDEO: Czesław Michniewicz: 2 punkty na mecz? Oby tak do końca sezonu (Źródło: TVP S.A.)

{"id":"","title":""}

I co to było?

- Straciliśmy głowę w ostatnich minutach. Zabrakło koncentracji. W piłce wystarczy chwila nieuwagi i tak to się może skończyć. Czasem nie możesz kontrolować wszystkiego, choć to nas nie tłumaczy.

Odejście Latala, potem powrót - jak możesz opisać to, co ostatnio działo się w klubie z Gliwic?

- Nie lubię myśleć za dużo o sprawach związanych ze sztabem szkoleniowym. Są w klubie ludzie, którzy odpowiadają za te kwestie, na przykład prezes. Natomiast faktem jest, że częste zmiany nie są dla zawodników dobrym rozwiązaniem. Poprzedni sezon mieliśmy bardzo udany, wydawało się, że w kolejnych rozgrywkach powinniśmy być lepsi, tymczasem nastąpiła zmiana trenera, co było dla nas bardzo dziwne.

Spotkałeś się już z taką sytuacją?

- Zazwyczaj kiedy następuje zmiana trenera oznacza to, że nie był dobry, że coś było z nim nie tak. Z Latalem osiągaliśmy dobre wyniki, dlatego nie rozumiałem jego odejścia. A potem wrócił - nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką sytuacją. Jednak ludzie z Piasta, którzy odpowiadali za rozstanie z trenerem, musieli uznać to za słuszne rozwiązanie, wiedzieli co robią.

Nie byłbym tego taki pewien, skoro Czech wrócił.

- Wiesz, ja jestem piłkarzem, nie mogę mówić za dużo na ten temat. I nie chcę, choć swoje zdanie mam, ale nie sądzę, żeby była potrzeba, abym je wygłaszał. Ważne, że teraz zaczynamy wszystko od początku, musimy zacząć wygrywać, żeby poprawić swoją sytuację w tabeli.

Czyli Latal to człowiek na właściwym miejscu?

- Dla mnie na pewno tak, bo gram niemal w każdym meczu odkąd pojawił się w klubie.

Stałeś się lepszym piłkarzem, pracując z Czechem?

- Ja mam wrażenie, że odkąd trafiłem do Polski każdego dnia staję się lepszym zawodnikiem. I chcę, żeby tak było nadal, gdyż patrzę na siebie. Chcę być jednym z najlepszych obrońców, zagrać w silniejszym zespole, w silniejszej lidze, na wyższym poziomie. I oczywiście, że od Latala dużo się nauczyłem, ale od innych szkoleniowców również. Bo ja chcę się uczyć każdego dnia.

Zamieszanie wokół trenera odbiło się w jakimś stopniu na formie zawodników Piasta?

- Na pewno dobrze jest, jak pracujesz z danym szkoleniowcem dłużej, bo wtedy drużyna funkcjonuje jak jeden umysł. Każdy wie za co odpowiada, jaka jest jego rola. Kiedy dochodzi do zmiany trenera, wielu rzeczy trzeba nauczyć się od nowa, bo szkoleniowiec może mieć inny pomysł na grę, inaczej wyobraża sobie zachowania poszczególnych zawodników. To nigdy nie jest łatwa sprawa dla piłkarzy, potrzeba czasu, żeby wszystko znów zaskoczyło.

W zeszłym sezonie zajęliście drugie miejsce w lidze, w tym na razie jesteście w drugiej połowie tabeli. Co się dzieje?

- Dla nas to też jest dziwna sytuacja. Obejrzyj nasze mecze, my nie gramy źle. Wrócę jeszcze do tego meczu z Górnikiem, przecież po trzydziestu minutach mieliśmy wynik 3:0. Myślisz, że jest łatwo strzelić trzy gole w pół godziny? A przecież Górnik też jest dobrą drużyną, potrafią grać w defensywie, pokonali Legię. Musimy po prostu jeszcze więcej pracować.

A występ w kwalifikacjach Ligi Europy mógł się na was odbić negatywnie, wiele polskich zespołów miało już z tym problem?

- Nie wydaje mi się. Nie zagraliśmy w Europie sześciu czy ośmiu meczów, zaledwie dwa. To nie był nasz największy kłopot, bliżej mi jednak do zmian, które zaszły w klubie. Do tego dołączyło do zespołu kilku nowych zawodników, którzy też potrzebowali czasu, aby nauczyć się naszego stylu. Teraz jednak mam wrażenie, że wszystko wraca do normalności.

Jak się czujesz w Polsce?

- Bardzo dobrze, lubię wasz kraj, lubię ludzi. Co prawda pierwszy rok nie był dla mnie łatwy, gdyż miałem kontuzję, ale teraz - wszystko jest idealnie.

Nawet zima?

- Nawet. W Polsce pierwszy raz zobaczyłem śnieg, jest tu czasem bardzo zimno, ale jest naprawdę fajnie.

Dziewczyny też mamy ładne.

- Nie mogę na ten temat rozmawiać. Jestem żonaty. I tylko żona mnie interesuje.

Potrafisz powiedzieć coś po polsku?

- Dużo rozumiem, ale żeby mówić - to jest dla mnie trochę za trudne. Oczywiście znam podstawowe zwroty: dzień dobry, dobranoc, dobry wieczór. W szatni też coś wyłapię, choć trener mówi językiem czesko-polskim i bywa zabawnie. Rozglądam się natomiast za nauczycielem waszego języka. Ale takim z prawdziwego zdarzenia, który będzie potrafił do mnie trafić. Próbowałem wcześniej i nie wyszło to za dobrze. Ale lubię polski, chcę go poznać.

Skoro zamierzasz uczyć się polskiego, może traktujesz nasz kraj jako dobre miejsce do życia w przyszłości, a nie tylko kolejne miejsce pracy.

- Oczywiście. Jest tu ze mną rodzina, jej też Polska bardzo się podoba. A przede wszystkim jest zdecydowanie bezpieczniej niż w Brazylii, możesz chodzić normalnie po ulicach i nic złego się nie dzieje. Moja ojczyzna to olbrzymi kraj, myślenie wielu ludzi jest inne niż w Polsce. Oczywiście nie wszędzie, ale w Brazylii jest wiele miejsc bardzo niebezpiecznych.

Z której części kraju pochodzisz - tej bezpiecznej czy wręcz przeciwnie?

- Z biednej, więc w dzieciństwie widziałem wiele rzeczy, których dziecko nigdy nie powinno oglądać. Mam nadzieję, że nikt nie będzie musiał mieć do czynienia z takimi sytuacjami, z jakimi ja miałem. Nigdy tego nie zapomnę.

Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

- Strzelaniny, wojny gangów. Zdarzało mi się budzić rano, wyglądałem przez okno i widziałem trupy na ulicach, ludzi pozbawionych kończyn. Ja zawsze chciałem grać w piłkę, nie jest jednak miło, kiedy twoi koledzy z boiska giną pod domem, bo wybrali złą drogę w życiu. To nie było dobre miejsce do dorastania, nic przyjemnego, zwłaszcza dla dziecka. Dzieci powinny śmiać się, bawić, i nie mieć nic wspólnego z takimi tematami. To było złe doświadczenie w moim życiu, pomogło mi jednak zrozumieć, że muszę wybrać inną drogę.

Miałeś coś wspólnego z takimi sytuacjami?

- Nie, miałem dobry przykład w domu, płynął od rodziny. Od dziecka też chodziłem do kościoła. To mi pomogło. Odkąd coś w ogóle zacząłem rozumieć, pokochałem piłkę nożną i ją wybrałem. Dlatego dzisiaj jestem w Gliwicach, a nie tam robiąc złe rzeczy.

Masz dużą rodzinę?

- Najbliższa - to mama i dwóch braci. Poza tym mam oczywiście wielu kuzynów, wujków.

A ojciec?

- Ojciec opuścił nas, kiedy miałem trzy lata. Widziałem go może dwa razy w życiu, więc właściwie nigdy nie miałem z nim kontaktu. Miał problem z narkotykami. W gruncie rzeczy wychowywali mnie dziadkowie.

Mama nie miała czasu, bo pewnie ciągle pracowała, żeby synowie mogli normalnie żyć.

- Niezupełnie. Mama miała spore kłopoty z alkoholem, dlatego mieszkałem u dziadków. Wszystko co wiem o życiu, to jakim jestem człowiekiem, zawdzięczam im.

Nie było to szczęśliwe dzieciństwo.

- Jak już mówiłem, widziałem w życiu wiele złych rzeczy, do tego doszły problemy z ojcem i mamą, ale z drugiej strony - miałem wokół siebie wielu dobrych ludzi. Sprawiali, że mimo wszystko mogłem cieszyć się życiem, grać w piłkę, w gry wideo, biegać po ulicach - mogłem być szczęśliwy.

Rozumiem jednak, że kontakt z mamą utrzymujesz.

- Tak, teraz jest z nią znacznie lepiej, choć wciąż ma swoje problemy. Wszystkiego jednak nie da się kontrolować. To moja mama, staram się jej pomagać, wspierać, rozmawiać. Brat również jej pomaga. Zresztą obaj bracia zostali w Brazylii. Tyle że młodszy siedzi w więzieniu.

Szybko musiałeś pójść do pracy?

- Bodaj jak miałem dwanaście lat zacząłem zarabiać dla siebie trochę grosza. Pomagałem wujkom na budowach, sprzątałem ogrody. Drobne rzeczy.

W wieku 19 lat wylądowałeś w Portugalii, a w 2014 roku trafiłeś do Piasta. Jak do tego doszło?

- Ludzie z klubu przyjechali do Portugalii, zobaczyli mnie w jednym meczu i zaproponowali półroczne wypożyczenie. Byłem młody, chciałem grać, żeby zdobywać doświadczenie, a w Bradze nie było to możliwe. A jako, że w Piaście występowałem w wyjściowym składzie, zdecydowałem się zostać. I dziś mogę powiedzieć, że to był dobry wybór. Moje życie się tu zmieniło.

Jakie masz plany na przyszłość? Chcesz zostać w Gliwicach dłużej czy jednak chciałbyś spróbować sił w mocniejszym zespole?

- Jestem typem człowieka, który chce być coraz lepszy. Dlatego chciałbym zagrać w mocniejszym klubie, mocniejszej lidze. Jestem w takim wieku, że muszę myśleć o kolejnym kroku i muszę go robić już teraz. Oczywiście skupiam się na grze dla Piasta, każdego dnia ciężko pracuję, niemniej wszyscy wiedzą, że chciałbym wskoczyć na wyższy poziom.

Latem było zainteresowanie twoją osobą?

- Jakieś sygnały do mnie docierały, ponoć było zainteresowanie klubu z Czech i klubu z Rosji. Ale wiesz jak jest, ludzie dużo gadają o różnych rzeczach, a ja jestem wciąż w Gliwicach.

Rozmawiał Przemysław Pawlak

Czytaj więcej w "PN":

Ofensywa Bayernu w sprawie umowy Lewandowskiego

Ranieri skomentował zachowanie Wasilewskiego

Kibice BVB nie zapomnieli o Kubie 

Komentarze (0)