Była 50. minuta meczu. Arka Gdynia przegrywała z KGHM Zagłębiem Lubin 0:1. Z autu piłkę wyrzucił Damian Zbozień, którą co prawda wybił Jarosław Jach, ale w okolicach linii pola karnego dopadł do niej Miroslav Bożok.
Kapitan żółto-niebieskich kapitalnym uderzeniem z woleja doprowadził do remisu, wprowadzając w ekscytację 10 tysięcy kibiców.
- Czekałem na piłkę na długim słupku. Już przed przyjęciem wiedziałem, co chcę zrobić z piłką. Cieszę się, że wszystko tak fajnie się skończyło - mówi Bożok, dla którego to było drugie trafienie w Lotto Ekstraklasie w tym sezonie.
Jego gol rozpoczął huraganowe ataki żółto-niebieskich, którzy za wszelką cenę dążyli do czwartego zwycięstwa w rozgrywkach na własnym boisku. Dogodnych sytuacji nie wykorzystali jednak Adam Marciniak i Mateusz Szwoch i tym samym Arka musiała podzielić się punktami z Miedziowymi.
ZOBACZ WIDEO Kadra głodna sukcesu przed meczem z Kazachstanem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Pierwsza połowa nie była najlepsza w naszym wykonaniu. To nie była ta Arka, do której przyzwyczailiśmy naszych kibiców. Myślę, że bardzo patrzyliśmy na grę Zagłębia. Na drugą połowę wyszliśmy z innym nastawieniem. Szkoda, że nie udało się wygrać. Można było więcej wycisnąć - przyznaje słowacki pomocnik beniaminka.
Druga połowa w wykonaniu żółto-niebieskich była znacznie lepsza. Gospodarze udowodnili, że ich miejsce w Lotto Ekstraklasie nie jest dziełem przypadku.
- Zbieramy punkty, robimy swoje. Wiemy, że możemy grać swoje z najlepszymi ekipami. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach będziemy udowadniać swoją klasę - podkreśla Bożok.