Najlepiej świadczy o tym akcja z 30. minuty, gdy Aliko Bala dostał piłkę na czterdziestym metrze i spokojnie środkiem boiska pobiegł pod bramkę Legii. Na szczęście mając przed sobą tylko Arkadiusza Malarza kopnął piłkę obok słupka. Albo weźmy początek meczu, w 5. minucie właśnie Igor Lewczuk stracił piłkę w polu karnym na rzecz Samuela Kalu. Dobrze, że młody Nigeryjczyk źle podał do jednego z kolegów.
- Nie ma co ukrywać, błędy były. Na początku chyba trochę za bardzo byłem wyluzowany. Na szczęście skończyło się happy endem - mówił po meczu obrońca Legii Warszawa.
W środę jego błędy starał się naprawiać Michał Pazdan i w większości sytuacji mu się to udawało. Tak czy inaczej na początku sezonu para stoperów Legii nie tworzy monolitu. Zresztą sam Pazdan po pierwszym meczu z AS Trencin mówił, że jest przemęczony. - Czytam, że inni zawodnicy wracają dopiero z urlopów. Ja zagrałem trzy mecze, Tomek Jodłowiec pięć. Gdy nie ma treningów, staram się łapać oddech. Dużo śpię, dobrze jem. Stosuję zabiegi w zimnej wodzie. Na mojej pozycji nie biega się dużo, raczej trzeba się odpowiednio ustawić. Bez okresu przygotowawczego gra się jednak ciężko - komentował.
Lewczuk nie chciał przewidywać ile jeszcze potrzeba czasu, żeby on i Pazdan znowu byli stoperami nie do przejścia. W piątek władze klubu oficjalnie sprowadzą im rywala do miejsca w składzie, Macieja Dąbrowskiego z Zagłębia Lubin.
Trener Besnik Hasi zapowiada od dłuższego czasu, że właściwa forma jego drużyny przyjedzie w sierpniu. Oby miał rację. Przed Legią ostatnia już runda eliminacyjna do Ligi Mistrzów. Będzie w niej rozstawiona. Losowanie rywala w piątek.
ZOBACZ WIDEO Nemanja Nikolić: byłoby pięknie, gdyby Legia znów zagrała w LM (źródło TVP)
{"id":"","title":""}