W niedzielę drużyna Piotra Stokowca wrzuciła Koronie 4 gole w pół godziny, a w czwartek przed północą mieliśmy to, co kibica napędza: nerwy, obawy i na końcu radość po karnych z Partizanem Belgrad w eliminacjach Ligi Europy.
Ograć silniejszego od siebie rywala - bo Serbowie są zespołem piłkarsko lepszym - to jest dopiero coś. A Zagłębie grało mądrze, technicznie, ofiarnie i w dogrywkę włożyło tyle energii, jakby mecz w Ekstraklasie z Lechem w Poznaniu odbywał się nie w najbliższą niedzielę, ale za dwa tygodnie. Ale w Lubinie zawodnicy i trener raczej nie kalkulują. Dominuje postawa: tu i teraz gramy na maksa, a o jutro będziemy się martwili… jutro. To niecodzienna postawa. Pamiętam też inne.
Trener Czesław Michniewicz, pracując jeszcze w Pogoni Szczecin, tak się bronił przed grą w Europie, że nawet bajdurzył coś o pocałunku śmierci, jakim jest awans polskiego klubu do pucharów. Że się nie da, że w naszych warunkach trener ma zbyt skromną kadrę, że za grę w Europie trzeba zapłacić w lidze, a przecież trenera rozlicza się z Ekstraklasy, więc to się w ogóle nie opłaca… Obrzydliwy minimalizm.
Michniewicz nie miał pucharowego problemu, w Pogoni go pożegnano, w Termalice jeszcze nie przywitano. Nie musiał przygotowywać drużyny do pucharów, mógł spokojnie skupić się na komentowaniu w telewizji meczów na Euro.
ZOBACZ WIDEO El. LE: Zagłębie Lubin - Partizan Belgrad: Zobacz rzuty karne (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Trener Jacek Zieliński z Cracovii też się do pucharów nie palił. Teoria Michniewicza o "pocałunku śmierci" stała się zaraźliwa i jednocześnie bardzo wygodna. Wymówka o zbyt krótkiej kołdrze usprawiedliwić może wszystko. Dawniej kobiety mówiły: ja nie mam co na siebie włożyć, dziś trenerzy opowiadają: ja nie mam kim grać. Cracovia czekała na puchary 100-lat, a skompromitowała się w tydzień. Przegrała z klubem, którego nazwy nikt wcześniej nie znał, a i teraz nikt nie pamięta. Wiadomo tyle, że był to rywal - delikatnie mówiąc - niepoważny.
I patrząc na tych rywali znikąd, człowiek się zastanawia: a oni to mają kim grać? Biorą zawodników z ligi angielskiej czy Bundesligi? Nie, grają swoimi. Takimi jakich mają. Trochę dzieciaków, trochę starych wyjadaczy z wyraźnie zaznaczonym limitem piłkarskiego talentu. Tyle tylko, że wszyscy mają dużo entuzjazmu. Im się chce. Europejskie puchary, nawet na etapie rund tzw. pasterskich, ich kręcą i cieszą. Mają świadomość, że Liga Mistrzów ani nawet Liga Europy nie dla nich. Oni wiedzą, że skończą tę przygodę zanim jeszcze poważni piłkarze wrócą z urlopów. Ale chcą w tych pucharach grać. Podobnie jest z piłkarzami Zagłębia Lubin i ich trenerem Piotrem Stokowcem.
Pamiętam jak mówił: - Ja jeszcze pucharów europejskich nie zaznałem. Chcę tego spróbować, po to się gra w piłkę, żeby grać takie mecze. A jeśli się sparzę? Trudno, nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie postawił sobie i chłopakom tego wyzwania.
I, póki co, Zagłębie gra nadal w eliminacjach Ligi Europy. Można? Można. A jak przyjdzie za tę europejską przygodę zapłacić w lidze? To trudno. Po to się cały sezon walczy w Ekstraklasie żeby zająć miejsca - jak to się w sposób oklepany mówi - premiowane awansem do europejskich pucharów, żeby z tą "premią" zrobić to co zrobiła Cracovia i Piast Gliwice?
Wolę taką nieuczesaną, świeżą, trochę naiwną fantazję Zagłębia i Stokowca, niż kunktatorstwo trenerskich wyjadaczy: nie będę grał w pucharach, to się nie skompromituję. Brrr!
Stokowiec też mógłby szukać alibi: "pół meczu w Belgradzie grałem w "dziesiątkę", w rewanżu nie mogę wystawić Papadopulosa, a po sezonie straciłem Filipa Starzyńskiego." Ale piłka nie polega na szukaniu alibi. Tego potrzebują słabi, niepewni siebie.
Kariera Stokowca to jest jedna, długa pochwała skromności, pracowitości, uporu i wiary w siebie. Można do elementarza włożyć i pokazywać jako przykład. Nie wierzą w ciebie? Nie szkodzi! Nie przejmuj się. Inni mają więcej talentu? Nie szkodzi, nadrobisz pracą i uporem. Sypią ci piach do silnika, wkładają kij w szprychy, źle o tobie mówią? Nie szkodzi, bądź ponadto, rób swoje, skoncentruj się na swoim celu, który chcesz osiągnąć. Oszukali cię w jednym klubie? Nie szkodzi, spróbuj w następnym. W tym następnym też oszukali? Nie szkodzi, życie ci to odda w kolejnym. Nie rozpamiętuj, nie przeżywaj, to ci nie pomoże. Trzeba iść naprzód! - tak właśnie idzie przez życie Piotr Stokowiec. Nakręca go najlepsze na świecie paliwo - pasja!
W Lubinie dokonał przemiany nie tylko drużyny, ale w pewnym zakresie także klubu. Zmieniło się myślenie o Zagłębiu jako dojnej krowie, która zatrudnia zagranicznych, przepłacanych najemników, którzy przyjeżdżają, nabijają sobie kabzę i wyjeżdżają zostawiając klub w kłopotach. Zagłębie zostało rozsądnie przewietrzone, armia zaciężna pogoniona, sięgnięto po młodych z najlepszej w Polsce Akademii Piłkarskiej. W drużynie zostali tylko ci obcokrajowcy, którzy mają charakter i nie boją się ciężkiej pracy.
Dziś Lubin zachwyca nie wysokością budżetu, ale grą w piłkę, która chodzi od nogi do nogi. Tu się nie wybija piłki na pałę, tu się wychodzi do podania, tu się pokazuje na pozycji, tu się bierze odpowiedzialność za grę i nie chowa za plecami kolegi.
Co się stało przez dwa ostatnie lata w Zagłębiu można zobaczyć w kapitalnym filmie motywacyjnym dla zawodników, który przygotował sztab trenerski. Film (opublikowany na futbolfejs.pl) pokazuje, jak zmieniała się drużyna i jak zmieniał się klub. Zaczyna się od mocnej, miażdżącej, felietonowej krytyki Cezarego "z pazurem" Kowalskiego z Polsatu: "Grupa najemników, udająca profesjonalny zespół, niepołączona żadnym sentymentem czy sportową ambicją. Zjeżdżają się z całego świata, kasują i rozjeżdżają". Czy można bardziej krytycznie?
A jest jeszcze o piłkarskim "szrocie", jest wściekłość kibiców, spadek, spuszczone głowy zawodników. Jest coś, co dziś brzmi jak senny koszmar, ale to się naprawdę działo w Lubinie. Tytuł z gazety przypomina jak memento: "Pobity piłkarz i zniszczony samochód. Kibice mszczą się na zawodnikach Zagłębia Lubin?". Petardy, race, walkower. Efektowna muzyka brzmi jak zapis pacjenta na EKG. Dźwięk podkreśla, że zbliża się zawał. Gorzej być nie może…
I wtedy - wraz z wyciem górniczej syreny - przychodzi wybudzenie, otrzeźwienie. Przeszłość trzeba zburzyć (nie tylko symbolicznie), a teraźniejszość zbudować na gruzach, od początku. Widzimy nowych ludzi, nowych piłkarzy, trenerów. Nową, lepszą atmosferę. Widzimy, że wyświechtane hasło "team spirit", może istnieć naprawdę. Oglądamy ludzi, którzy rzeczywiście się lubią i potrafią płynąć w jednym kierunku. I nawet zrobić meksykańską falę w autokarze.
Może to jest właśnie największa siła tej drużyny, która w rundzie finałowej minionego sezonu grała znakomicie, zdobyła brązowy medal i awansowała do europejskich pucharów. A w czwartek do północy biła się o awans do III rundy eliminacji Ligi Europy. I to skutecznie!
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl
ZOBACZ WIDEO Piotr Stokowiec: wypłynęliśmy na głębokie wody (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
I trzeba przyznać, że ambicji na boisku nigdy Stoki'emu nie brakowało!
Bravo Panie Piotrze!