Ireneusz Jeleń ma w sobie więcej pokory i nie obraża się jak małe dziecko, któremu wyrwano z rąk lizaka, bo nie zjadło obiadu. Artur Wichniarek w inny sposób manifestuje swe niezadowolenie z braku powołań do kadry. Postanowił wysłać do PZPNu list, w którym rezygnuje z występów w reprezentacji. Trener Leo Beenhakker wyraził niedawno chęć dialogu z Wichniarkiem pod warunkiem, że ten wyśle kolejne pismo, tym razem wycofujące tę chorą deklarację. 31-letni Król Artur na żadne ustępstwa nie chce iść. Pytanie: kto na tym sporze więcej traci? Holenderski szkoleniowiec, który grając taktyką z jednym napastnikiem ma w kadrze dwóch graczy co najmniej dorównujących poziomem piłkarskim Wichniarkowi (Paweł Brożek i Robert Lewandowski), czy może zawodnik Arminii, któremu do zakończenia kariery bliżej niż dalej?
Pisałem już kiedyś o obrażalstwie Wichniarka. Sądziłem jednak, że napastnik chwilowo zbłądził, wkrótce uderzy się w pierś i wróci na właściwą drogę, dzięki której będzie mógł jeszcze przynajmniej spróbować na starość zaistnieć na arenie reprezentacyjnej. Konsekwencja Wichniarka jest zaskakująca, ale i zaskakująco nielogiczna. Sytuacja niesubordynacji napastnika to chyba precedensowy przypadek, kiedy to piłkarz przejmuje kompetencje szkoleniowca kadry i zaczyna wpływać na powołania do reprezentacji.
Trener Beenhakker znalazł się w ostatnim czasie w ogniu krytyki. Naszemu środowisku kibicowskiemu przeszkadza dzisiaj już dosłownie wszystko - to, że szkoleniowiec nie zamierza "podkładać się" PZPNowi, a więc organizacji skompromitowanej głównie w związku z aferą korupcyjną, ani też ustępować niektórym dziennikarzom (głównie z Polsatu), od nieudanych Mistrzostw Europy chcących zrównać go z ziemią. Holenderski szkoleniowiec nie pozwala także wejść sobie na głowę zawodnikom. Nie reaguje na to, że dany piłkarz za pośrednictwem mediów wylewa swoje żale i jawnie go krytykuje. W ostatnim czasie za kontrowersyjne powołania i niekiedy słabsze mecze kadry Beenhakker stracił masę swoich zwolenników i w związku z tym wielu uważa, że w konflikcie w Wichniarkiem nie ma racji.
Ale Wichniarek musi pamiętać, kto jest piłkarzem, a kto selekcjonerem. I że zamiast na gadaniu, powinien skupić się na tym, by regularnie strzelać bramki w Bielefeld, bo tylko w ten sposób może udowodnić, że argumenty leżą po jego stronie.