Michał Kołodziejczyk: Arłagedon (felieton)

Newspix / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Newspix / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Zgrupowanie reprezentacji Polski w Arłamowie tak naprawdę zaczęło się w czwartek. Przyleciał Robert Lewandowski i nic już nie będzie, jak wcześniej.

12.55. Na niebie pokazuje się mały, czarny punkcik. Przed hotelem stoi kilkaset osób. - Boże, to on - mówi ktoś w tłumie.

To rzeczywiście on. Piłkarz. Nazywa się Robert Lewandowski, w weekend zdobył Puchar Niemiec, gra w Bayernie Monachium i jest kapitanem reprezentacji Polski, w związku z czym trener Adam Nawałka podpisał mu zwolnienie z wuefu na pierwsze dni zgrupowania.

Robert wysiada ze śmigłowca i natychmiast zajmuje miejsce w meleksie. Prowadzi Jakub Kwiatkowski, na co dzień rzecznik prasowy PZPN, chwilowo w roli kierowcy na trasie z przeszkodami. Niby wiezie jeszcze Łukasza Piszczka i Macieja Rybusa, ale jeśli liczyli na zainteresowanie, to wybrali zły lot. Liczy się Lewandowski. Tłum biegnie za meleksem, Kwiatkowski ma pot na twarzy, ale daje radę. Przejechał slalomem.

W tym czasie w toalecie w hotelu ojciec odrywa syna od pisuaru. Krzyczy. - Nie miałeś kiedy tego robić? Mały nie zdążył zapiąć rozporka, jest pod pachą taty, niesiony na lądowisko. Lewandowski wylądował.

Ważny pracownik hotelu dzwoni po policję. Nie może dostać się do ośrodka. Stoi w korku 32 minuty, w końcu dostaje eskortę radiowozu. Wszyscy są w szoku, tak w Arłamowie nie było nigdy. Nie chodzi o długi weekend. Lewandowski wylądował.

Telewizje nadają na żywo. Na tym pięknym trawniku wyląduje. O tu. Wylądował.

Robert idzie na lunch. Restauracja piłkarzy położona jest na altanie. Kibice stoją na dole, przepychają się. Wydaje się, że Robert bierze kotleta. Tłum skanduje: - "Jeszcze jeden, jeszcze jeden!". Nie, Robert chyba poszedł po rybę. Tłum skanduje: - Rzuć łososia, rzuć łososia! Robert macha ręką, pozdrawia kibiców. Bardzo się cieszy, że są blisko, że są częścią drużyny. Przecież kadra musi być blisko ludzi, a nie zaszywać się w austriackich wioskach.

Pakiet "Bliżej Mistrzów' kosztuje ponoć dwa tysiące złotych. Za pokój, nie od osoby. Bliżej mistrzów chce być pan w koszulce podkreślającą sylwetkę, którą raczej powinien ukrywać. - Jak to nie mogę tam wejść i z nim zjeść? Dwa kafle dałem. Bliżej mistrzów! - krzyczy. Są też spokojniejsi, mają weselne garnitury i tylko się przypatrują. Procesja była rano, procesja popołudniowa do hotelu w Arłamowie sprawiła, że to Boże Ciało miejscowi zapamiętają do końca życia. 256 pokojów, pełne obłożenie, ale dopiero od dzisiaj.

W restauracji "Panorama" tłum nie ze względu na piękną panoramę. Piętro wyżej w apartamencie urządzono pokój masażystów. Na tarasie pokazuje się Lewandowski. Ktoś rzuca mu piłkę. Robert znika. Zawiedziony tłum krzyczy: - Oddaj piłkę!

Pół godziny później Robert pojawia się znowu. Za późno na Anioł Pański, ale powinien pozdrowić ludzi w papieskim stylu. Dostaje brawa, chwilę rozmawia. - Tylko niech mi pan dziecka tu nie rzuca - uspokaja kibica, który podnosi syna wysoko do góry. Podpisuje piłkę i zrzuca ją na dół, ostrożnie, żeby nikogo nie trafić w głowę. Nie zgadza się na pospisywanie kolejnych rzucanych przedmiotów. - Tak nie będziemy się bawić - powtarza. Ale widać, że nic nie robi sobie z zamieszania, jakie wywołał jego przyjazd. Jest spokojny i się uśmiecha. Ktoś mówi, że dzisiaj to nie Arłamów, ale Arłagedon. Tłum przepycha się pod tarasem. Robert poszedł do pokoju, można na piwo. Trening jest o 18.

Przychodzi dyrektor. - Policja kieruje ruchem. Wpuszcza po piętnaście samochodów. Jak nikt nie wyjedzie, to już nie wpuści żadnego auta - informuje.

Poniższy filmik idealnie podsumowuje obecną sytuację na zgrupowaniu.

Michał Kołodziejczyk z Arłamowa 

Źródło artykułu: