Damian Dąbrowski dla "PN": Żal debiutu, nie Euro

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Przed meczami towarzyskimi z Serbią i Finlandią rozmawiałem z selekcjonerem i powiedział mi wprost, że na te spotkania wyśle mi powołanie - mówi w rozmowie z "Piłką Nożną" pomocnik Cracovii Damian Dąbrowski.

Pomocnik Cracovii, rozgrywający najlepszy sezon w karierze, był krok od debiutu w reprezentacji Polski, ale w niej nie wystąpił i na razie nie wystąpi.

- Kilka dni później okazało się, że nie uniknę operacji barku. Żal trwał krótko, dokładnie jeden wieczór - wspomina Damian Dąbrowski. - Wyszedłem z założenia, że nie będę się tym zadręczał, przede mną jeszcze wiele lat grania. Gorszym piłkarzem niż przed kontuzją nie będę, a mam nadzieję, że będę jeszcze lepszym.

"Piłka Nożna": Tak na spokojnie pan to przyjął? Nie rozwalił pan szklanki o ścianę czy coś podobnego, bo długo pracował pan na szansę od selekcjonera i kiedy powołanie do kadry było już właściwie namacalne, wszystko diabli wzięli.

Damian Dąbrowski: Żadnej rewolucji w domu nie zrobiłem, mebli nie przestawiałem. Raczej zastanawiałem się nad tym, na ile mogłem uniknąć tej kontuzji, czy mogłem zrobić coś inaczej. Musiałem to wszystko przetrawić. Miałem wsparcie, także od trenera Nawałki, więc było mi łatwiej. Już na drugi dzień zebrałem się do kupy.

Szansa występu w Euro 2016 przepadła.

- W ogóle nie myślę w tych kategoriach. Jeżeli jeszcze nie zdążyłem zadebiutować w reprezentacji Polski, żartem byłoby mówić o straconej możliwości wyjazdu na finały mistrzostw Europy. Żałuję szansy debiutu w kadrze, która przepadła - to tak. O Euro w ogóle nie rozmawiam.

Nie było możliwości gry na środkach przeciwbólowych? Nie mówię, że to byłoby najmądrzejsze rozwiązanie, zastanawiam się raczej, czy brał to pan pod uwagę.

- Ale ja w pierwszym momencie, po diagnozie o operacji, nawet nie brałem pod uwagę, że pójdę pod nóż i to będzie dla mnie koniec sezonu. Odwiedziłem jeszcze kilka gabinetów lekarskich, wszędzie słyszałem jednak to samo: operacja. Co prawda była opcja obudowania barku i podjęcia próby grania, tyle że szanse na to, że stan się nie pogorszy były znikome. Uznałem więc, że narażanie zdrowia w moim wieku, na tym etapie kariery, byłoby po prostu głupstwem.

ZOBACZ WIDEO Lech i Legia zapłacą za race. Kibice nadal bezkarni? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Zanim Cracovia ogłosiła, że przejdzie pan operację, klub trzymał tę informację w tajemnicy przez kilka dni. Dlaczego?

- We wtorek miałem pierwszą wizytę u lekarza, który koniec końców mnie operował, doktor postawił diagnozę o operacji. A ja chciałem poszukać jeszcze ratunku, kilka dni trwały konsultacje w innych klinikach. Stąd klub mógł powiedzieć głośno o problemie dopiero po jakimś czasie - kiedy wyczerpaliśmy już wszystkie inne możliwe drogi uniknięcia zabiegu.

Zdążył pan przynajmniej porozmawiać o reprezentacji Polski z Bartoszem Kapustką, który jest regularnie powoływany przez Nawałkę?

- No jasne, już dawno. Rozmawiamy o reprezentacji w szatni. Nie jest to przecież zwyczajne wydarzenie, że kolega jedzie na kadrę. Wie pan co jest najfajniejsze w powołaniach dla Bartka? To jest sygnał dla reszty chłopaków z Cracovii, że jeśli Bartek zapracował sobie na powołanie do reprezentacji Polski, to i my możemy. To sygnał, że sztab szkoleniowy i trener nie przegapi żadnego wyróżniającego się w lidze zawodnika, że nie patrzą tylko na Legię Warszawa i Lecha Poznań, że warto pracować.

Efekty tej pracy widać w statystykach, bo zdaje się, że pan dość uważnie śledzi swoje postępy w liczbach. Chyba nie chodzi tylko o gole i asysty?

- Głównie zwracam uwagę na liczbę piłek zagranych do przodu, oczywiście celnie. Bo staram się otwierać grę Cracovii, zdobywać teren, a nie podawać wszerz. Nad tym mocno pracuję. I do tego odbiory, na mojej pozycji są przecież kluczowe. Mamy w klubie dobry program, który pozwala na naprawdę dokładną analizę występów, lubię na to rzucić okiem.

Zauważył pan progres, porównując sezon do sezonu?

- Na razie nie mam się do czego specjalnie odnosić. Gram drugą, może trzecią rundę na fajnym poziomie, więc jeszcze chwila będzie musiała minąć, zanim ustosunkuję się do takiego porównania. Trochę też przeszkadza w tym fakt, że z tego programu korzystamy drugi sezon… Ale też nie jest tak, że każdy dzień zaczynam od kawy i przeglądania statystyk w laptopie. Bez przesady. Podchodzę do tego z chłodną głową, mało to było meczów, w których w liczbach przeważał jeden zespół, a wygrywał drugi?

Skąd się wzięła pana dobra forma? Raczej nie sama z siebie, tylko stała za tym konkretna praca, jaka?

- Próbowałem różnych rozwiązań, aby wzmocnić się. Dieta, suplementacja, dziś z tego korzystam, ale powiedziałbym, że tak na dwadzieścia procent. Czyli byłem na diecie, wiem, jak należy się odżywiać, więc jak idę do restauracji czy sam przygotowuję w domu jedzenie, zwracam uwagę na dobór produktów i tak dalej. Natomiast nie jest to restrykcyjna dieta. Wykonuję też dodatkowe ćwiczenia przed treningiem, żeby odpowiednio dogrzać organizm już na właściwą jednostkę treningową, ale również nie to było kluczowe. Po prostu w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że na treningu każde ćwiczenia muszę wykonywać na sto procent. Wiadomo, jak jest - są ćwiczenia, których piłkarze nie lubią i czasem nie do końca się do nich przykładają. Przestałem obrażać się na niektóre ćwiczenia, na dzielę ich na te które mi odpowiadają i nie odpowiadają. A w przyszłości mam plan, żeby poprawić motorykę i chciałbym indywidualnie popracować ze specjalistą w tej dziedzinie.

Dlaczego tak późno pan to zrozumiał?

- Nie ukrywam, że zdarzało mi się patrzeć na innych zawodników. Obserwowałem ich zachowania, reakcje, w grupie jeden podchodzi do treningu profesjonalnie, drugi luźniej. I co ciekawe, to starsi zawodnicy nierzadko wykonują ćwiczenia bardziej sumiennie, młodsi nie mają jeszcze tej mentalności odpowiednio ustawionej. W końcu doszedłem do wniosku, że nie warto patrzeć na innych, że muszę skupić się na sobie. To mi pomaga.

Z perspektywy czasu fakt, iż Pavel Hapal zrezygnował z pana w Zagłębiu Lubin, również w pewnym sensie pomógł. Historia nie oceniła jego wyboru najlepiej.

- Wtedy znalazłem się w sytuacji bez wyjścia, trener Hapal dał mi jasno do zrozumienia, że w jego zespole nie będę dostawał szans. Ja wtedy myślałem, że w Zagłębiu będę wiecznie, to był mój klub. Co tu dużo mówić, byłem wściekły. Po przyjściu Hapala w drużynie pojawiło się od razu kilku Czechów i Słowaków, czarno na białym było widać, że trener obstawia się swoimi ludźmi. W sumie nie ma w tym nic niezwykłego, co nie zmienia faktu, że dla mnie to był cios. Dziś jednak jestem zadowolony, że wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób, że jestem częścią zespołu z prawdziwego zdarzenia. No i że udało mi się wejść na wysoki poziom, jeśli chodzi o grę.

Zamiast pana w Zagłębiu grał Jiri Bilek. Z Hapala i Bilka polski futbol nie ma dziś żadnego pożytku, pan był bardzo blisko gry w reprezentacji, ale już jako piłkarz Cracovii. To jest normalne?

- Nie we wszystkich klubach tak to funkcjonuje. Rzeczywiście, w tamtym czasie Zagłębie miało kłopot z nadmierną liczbą obcokrajowców, obecnie wygląda to jednak zupełnie inaczej. Zmiana polityki pozwoliła zespołowi z Lubina wrócić do ekstraklasy i ten sezon w jego wykonaniu też jest naprawdę dobry. To są dowody na to, że Zagłębie zmierza we właściwym kierunku.

A Cracovia? Jesienią graliście chyba najlepszą piłkę w ekstraklasie, wiosną coś się zacięło. Dlaczego?

- Zwłaszcza po podziale tabeli jest trudno, ponieważ gramy tylko z czołowymi zespołami ligi. Dochodzi też presja związana z grą o konkretne cele, trzeba rozglądać się w tabeli, różnice punktowe są niewielkie. Faktem jest też, że nie dominujemy tak nad rywalami, jak jesienią. No i przeciwnicy wiedzą już, w jaki sposób gramy, co ułatwia im obronę. Nie zapominałbym też na pewno o odejściu z klubu Denissa Rakelsa, który dawał nam mnóstwo jakości. Również w defensywie, a w ofensywie to już bezapelacyjnie.

Z Rakelsem jesteście dobrymi kolegami? Bo znacie się jeszcze z czasów wspólnej gry w Lubinie.

- Dokładnie, znamy się już trochę. Denissa nie ma już w Cracovii, ale jesteśmy w stałym kontakcie. Wiem, że jest bardzo zadowolony z decyzji, którą podjął. Cała otoczka, organizacja - Deniss jest pod wrażeniem. A pamiętajmy, że mowa o Championship, zastanawialiśmy się nawet ostatnio, że skoro tak jest na zapleczu angielskiej ekstraklasy, jak to musi wyglądać w tych najsilniejszych klubach.

Co tak zaskoczyło Łotysza?

- Zaczynając od najprostszych rzeczy typu klubowy autokar. Drużyna Reading w autokarze ma kuchnię i kucharza, który przyrządza dania podczas jazdy na mecze. Rzadko spotykane. A poza tym wiadomo - infrastruktura, warunki do treningu, najlepszy sprzęt sportowy, czy sala odpraw wyposażona w najwyższej jakości sprzęt. Niby szczegóły, niby można bez tego się obejść, a robią jednak różnicę.

Ale okoliczności odejścia Rakelsa z Pasów były dość dziwne. Nagle zniknął i odnalazł się w Anglii.

- Z jednej strony nie dziwię się Denissowi, że chciał spróbować pograć w piłkę w innym miejscu, wyjazd do Anglii był dla niego szansą, z drugiej - rozumiem też Cracovię, że chciała, aby został w zespole dłużej, wiadomo, ile nam dawał na boisku, a i pewnie wart był więcej niż klub ostatecznie na nim zarobił. Ja w każdym razie kontrakt z Cracovią mam do czerwca 2018 roku, zresztą niedawno był przedłużany. I na ten moment nigdzie się nie ruszam.

Robert Podoliński opowiadał na łamach „PN", że eksplozja formy Rakelsa związana była również z tym, że udało mu się dotrzeć do jego głowy, przekonać, że futbol powinien być najważniejszy. To samo można powiedzieć o panu?

- Nie, u mnie to przyszło wcześniej. Natomiast na pewno trener Podoliński dużo mówił nam o tym, że profesjonalna gra w piłkę to nie tylko treningi i mecze, to także duża praca, którą trzeba wykonać indywidualnie, to inwestowanie w siebie. Już miałem kontakt na panią, z którą miałem uczyć się języka angielskiego, ale w związku z kontuzją jestem rzadziej w Krakowie, więc na razie musiałem sprawę odłożyć.

Rozmawiał: Przemysław Pawiak

Czytaj więcej w "PN":

Dziewięć meczów zawieszenia dla piłkarza Tottenhamu

Koniec sezonu dla piłkarza Ruchu Chorzów Ogromne straty na Stadionie Narodowym po finale Pucharu Polski

Źródło artykułu: