Jest taka gra w karty, nazywa się 3-5-8. I Flavio Paixao z Jagiellonią Białystok doskonale się zabawił. Strzelał na bramkę gości osiem razy, pięć razy piłka leciała w jej światło, trzy razy wpadła. Z gości nie było czego zbierać, przegrali 1:5.
Portugalczyk niepostrzeżenie stał się tym lepszym z braci Paixao. W duecie Big Brothers to on jest teraz tym większym. Pamiętamy początki. Pierwszy w Polsce zjawił się Marco, który od razu zaczął strzelać jak z karabinu maszynowego. Na Flavio Śląsk Wrocław musiał długo czekać, jego poprzedni klub w Iranie robił mu problemy z odejściem.
Dopiero kiedy Marco doznał poważnej kontuzji, która wyeliminowała go z gry na pół roku, Flavio przejął jego obowiązki związanie z gnębieniem rywali. Jesienią ubiegłego roku, gdy Marco wyjechał do Czech, to Flavio był najlepszym zawodnikiem wrocławskiego klubu. Zimą Śląsk chciał go upokorzyć, gdy za legalne związanie się z Lechią odesłał do rezerw.
Teraz obaj bracia są w Gdańsku, ale to Flavio może czuć się ważniejszy. A po takim meczu jak z Jagiellonią jego pozycja tylko wzrośnie. To były jego pierwsze gole dla gdańskiej drużyny.
A przed niedzielą ostatniego ligowego hat-tricka, jeszcze w barwach Śląska strzelił właśnie Lechii.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: kuriozalna decyzja sędziego