Jose Mourinho wraca tam, gdzie stał się wielki

East News
East News

Trzynaście lat temu wchodził do szatni Porto jako młody trener. Tam nastąpiła eksplozja jego talentu. Dziś Jose Mourinho wraca do swojego byłego klubu jako szkoleniowiec Chelsea i jedna z najwybitniejszych postaci współczesnego futbolu.

Nawet Jose Mourinho potrzebował kilku lat, żeby eksplodować. Zanim "The Special One" stał się tym, kim jest dziś, jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci w historii futbolu, był zaledwie tłumaczem.

Pracę w piłce zaczynał 25 lat temu jako trener drużyn młodzieżowych w Portugalii. Potem, przez niemal dekadę był asystentem, m.in. sir Bobby'ego Robsona. Już wówczas dobrze znał język angielski i był tłumaczem doświadczonego szkoleniowca. Według jednej z anegdot, w Barcelonie zarabiał w tej roli równowartość 60 euro.

Biorąc tę posadę, wsiadł do windy, która jedzie tylko do góry. Załatwił mu ją prawdopodobnie Manuel Fernandes. Asystent Robsona pochodził z Setubal, więc znał się z ojcem "Mou". Między młodym tłumaczem a Robsonem szybko zaiskrzyło. Anglik napisał w swojej autobiografii "Farewell but not goodbye", że Mourinho świetnie rozumiał język piłkarzy.

- Łatwo docierał do ludzi. Był zdecydowany. Zresztą nie zachowywał się jak tłumacz. Był niezwykle pewny siebie, chciał chyba, żeby go traktować jak Robsona - opowiadał Andrzej Juskowiak, który miał do czynienia z Mourinho w Sportingu. - Na poważnie jako przyszłego trenera nikt go nie brał, ale był niezwykle inteligentny. Jasnymi, krótkimi zdaniami potrafił dotrzeć do rozmówcy. A to charakteryzuje ludzi inteligentnych - potrafią wyrazić się w trzech słowach, zamiast budować wielozdaniowe konstrukcje. Największą jego zaletą jest to, że gdziekolwiek był, wszyscy szli za nim, nikt głośno nie domagał się gry. To ewenement, bo przecież Mourinho pracuje w klubach, gdzie nawet masażysta jest reprezentantem kraju.

Trzeba przyznać, że miał dużo szczęścia w życiu, mogąc współpracować z Robsonem i Louisem van Gaalem, ale trzeba też pamiętać, że swoją pozycję zawdzięcza przede wszystkim sobie i fantastycznej pracy w Porto. Ten okres stał się dla niego katapultą do wielkiej kariery.

Przez Porto do Chelsea

Po krótkich przygodach w Benfice Lizbona i Uniao Leiria trafił właśnie do FC Porto. Od 2003 roku stał się kolekcjonerem trofeów. Po tym jak wywalczył ze Smokami Puchar UEFA (pierwszy taki sukces klubu po okresie 16-letniej posuchy), a następnie triumf w Lidze Mistrzów, posadę zaproponował mu Roman Abramowicz i - przed sezonem 2004/2005 - zaczęła się jego pierwsza kadencja w Chelsea.

Na Stamford Bridge portugalski menedżer pracował ponad trzy lata, dwa razy sięgając po mistrzostwo i Puchar Ligi Angielskiej, a dołożył do tego po jednym triumfie w Pucharze Anglii i Tarczy Wspólnoty. Nie udało mu się natomiast to, czym oczarował Stary Kontynent w Porto. Nie wygrał z The Blues żadnego z europejskich pucharów.

Już podczas pierwszej kadencji Mourinho Chelsea aż cztery razy mierzyła się z jego byłym klubem. W sezonie 2004/2005 trafiła na Smoki w fazie grupowej Ligi Mistrzów, notując porażkę 1:2 na wyjeździe i zwycięstwo 3:1 u siebie. Obie drużyny ostatecznie wyszły z grupy, ale wygrali ją The Blues.

Kolejne bezpośrednie starcia miały miejsce na przełomie lutego i marca 2007 roku - znów w Lidze Mistrzów, tyle że tym razem na etapie 1/8 finału. Na Estadio do Dragao odnotowano remis 1:1, a w rewanżu górą byli londyńczycy, którzy zwyciężyli 2:1. Ogólny bilans to zatem dwa triumfy Chelsea, jeden remis i jedno zwycięstwo Smoków.

Później w Champions League The Blues grali z FC Porto jeszcze dwukrotnie (dwa zwycięstwa 1:0 w fazie grupowej edycji 2009/2010), ale wtedy ich menedżerem był Carlo Ancelotti, a "The Special One" pracował w Interze Mediolan.

To nie pierwszy powrót do dawnego klubu

We wtorek Mourinho poprowadzi Chelsea przeciwko Porto już po raz piąty, ale powrót na Estadio do Dragao wciąż budzi w nim wielkie emocje. - Pracowałem tu dwa i pół roku i wygrałem wszystko. To klub, który otworzył mi drzwi do międzynarodowej kariery - mówi.

"Wygrałem wszystko" - tę kwestię Portugalczyk chciałby zapewne kiedyś wypowiedzieć także w kontekście pracy na Stamford Bridge. Na razie nie może tego zrobić, bo wciąż czeka na triumf z The Blues w Lidze Mistrzów. We wtorek nadarzy się szansa na wykonanie małego kroku do realizacji tego celu.

Co ciekawe, w swoich ligach oba zespoły rozgrywały w weekend mecze wyjazdowe i zanotowały remisy 2:2. Porto podzieliło się punktami z Moreirense, natomiast The Blues z Newcastle United. Diametralnie różna jest jednak ich sytuacja w tabeli. Smoki to niepokonany lider (bilans 4-2-0), londyńczycy natomiast zajmują w Premier League zaledwie 14. pozycję (2-2-3).

[b]Szymon Mierzyński

[/b]

Źródło artykułu: