Grzegorz Sandomierski przeniósł się do Cracovii w czerwcu z Zawiszy Bydgoszcz, ale choć Pasy wykupiły go ze spadkowicza, 26-latek nie wszedł od razu do bramki krakowskiego zespołu. Od sezonu 2012/2013 numerem jeden w Cracovii był Krzysztof Pilarz, który od lipca 2014 roku pełni też role kapitana drużyny.
Sandomierski zaczął sezon jako rezerwowy, a swoje szanse otrzymywał tylko w meczach Pucharu Polski, ale w spotkaniu 10. kolejki Ekstraklasy z Ruchem Chorzów (2:1) trener Jacek Zieliński zaufał mu także w lidze, a ten odwdzięczył mu się dobrą grą.
- Czasem tak jest, że niekoniecznie bramkarz musi zawalać, ale piłki wpadają do siatki. Nie mam do Krzyśka pretensji o przegrane z Termaliką i Zagłębiem, ale nie raz jest tak, że kiedy drużynie nie idzie, to trzeba coś zmienić. Do zmian nie są potrzebne błędy konkretnych zawodników - mówi trener Pasów.
- O występie z Ruchem dowiedziałem się w czwartek. To nie była jakaś długa rozmowa. To była krótka piłka: "wychodzisz w sobotę" i tyle. Podszedłem do tego spokojnie. Cieszę się, że dostałem szansę na ligowy debiut w Cracovii, ale jeszcze bardziej cieszą mnie wyszarpane trzy punkty. Gorąco było do samego końca, ale takie zwycięstwa lepiej smakują - przyznaje Sandomierski.
Golkiper Cracovii miał sporo pracy na linii, a najtrudniejszą interwencją była chyba ta z 29. minuty po "główce" Rafała Grodzickiego. - W tych warunkach każdy strzał był bardzo ciężki. Każda interwencja wymagała stuprocentowej koncentracji, bo w takich warunkach łatwo o błąd. Pomagali mi też koledzy z obrony - mówi wychowanek Jagiellonii Białystok.
Sandomierski czekał na ligowy debiut w barwach Pasów aż do 10. kolejki, ale zapewnia, że czekał na potknięcie Pilarza. - Niektórzy czekają dłużej. Nie był to dla mnie żaden problem. Liczy się zespół, a nie jednostka. Jeśli zdobywaliśmy punkty beze mnie, to dlaczego miałem tupać nogami? Nie byłem niecierpliwy, ale śmiałem się, że pierwszy mecz na Cracovii zagram dopiero 1 stycznia, więc cieszę się, że przyszło szybciej - uśmiecha się golkiper, mając na myśli występ w Treningu Noworocznym.
Jego przygoda z Cracovią nie zaczęła się najlepiej, bo w meczu 1/16 finału Pucharu z Dolcanem Ząbki doznał wstrząśnienia mózgu i prosto ze stadionu w Ząbkach musiał pojechać do szpitala. - To było przypadkowe. Nie załamałem się tym. Czekałem spokojnie na to, co się wydarzy i ciężko pracowałem. Nie był to jakiś pech - tak się zdarzyło i tyle - wzrusza ramionami.
Liczy na to, że pozostanie pierwszym wyborem trenera Zielińskiego: - Jest nas w kadrze 26 i każdy chce grać w lidze. Moje cele i ambicje są takie same jak innych. Nie będę ukrywał i opowiadał nieprawdziwych historii, że na to nie liczę - liczę na grę. Mam ochotę na więcej.