Lewandowski - lek na narodowy kompleks niższości

 / Robert Lewandowski
/ Robert Lewandowski

Robert przeniósł się w kosmos, stał się nieśmiertelny. Oczywiście, gdyby jutro były wybory w Polsce, zostałby prezydentem, premierem i miałby jeszcze duże szanse na papieża.

Oprócz miliona rekordów, jakie Lewandowski pobił w meczu z Wolfsburgiem, zamknął też kwestię: kto jest najwybitniejszym polskim piłkarzem w dziejach. Stary spór Boniek czy Deyna przestaje mieć sens, dyskusja przenosi się do muzeum. Ja wiem, że osiągnięcia Boniek ma lepsze, ale geniuszu nie mierzy się miarką. Geniusza się czuje, geniusz widać. Robert to ma. Ma tego tyle, ile nie miał żaden polski piłkarz.

Dziś wszyscy kochamy Roberta! A im jest lepszy, kochamy go bardziej. Warto zadać sobie pytanie: co Lewandowski daje Polakom? Jaką tęsknotę każdego Kowalskiego realizuje? Jaki wypełnia nam brak, że wszyscy jesteśmy - choć w części - Robertami?

Adam Małysz, Otylia Jędrzejczak, Robert Kubica - na ich punkcie wariował cały naród. Byliśmy z nich dumni, sprawiali, że czuliśmy się lepiej. A hasło: "Polak - to brzmi dumnie" przestawało być papierowe, stawało się żywe, aktualne i prawdziwe. Lubimy czuć się lepsi, lubimy czuć się docenieni. Nasi mistrzowie sportu pozwalali nam zwalczać nasz stary, narodowy kompleks niższości. To nic że tylko na chwilę, przecież środki przeciwbólowe zawsze tak działają.

Robert Lewandowski wyrasta ponad wszystkie dotychczasowe "małyszomanie". On jest królem w królestwie najważniejszym - w królestwie futbolu. Zdobyć uznanie na tym polu, to nie to samo - przy całym szacunku oczywiście - co w skokach narciarskich. Dziś świat, zachwycony wyczynem "Lewego", wstrzymał oddech. A my pęczniejemy od rosnącej dumy. Bo przecież to nasz, swój chłopak. Teraz jeszcze bardziej nasz.

Chylę głowę - jak wszyscy - przed talentem Roberta, ale to dar od Boga, nam ludziom nic do tego. Bardziej mój podziw wzbudza upór i konsekwencja w dążeniu do celu. Lewandowski nigdy nie dał się złamać, nigdy się nie zniechęcił i nigdy nie poddał. Zanim więc utopimy się z tej dumy narodowej w beczce miodu, wrzucę do niej łyżkę dziegciu.

Niech każdy sobie odpowie, czy na pewno i zawsze wierzył w Roberta i jego talent. Dziś, gdy jest wielki, przyklejamy się do tego sukcesu. A to jego zasługa, że mądrze wybierał w życiu i nie dał się utopić w polskiej, ludowej nienawiści.

Bardzo niedawno, raptem dwa lata temu, w meczu reprezentacji Polski z Danią polscy kibice pożegnali Roberta gwizdami. Trwała wówczas medialna nagonka z naczelnym hasłem "w Dortmundzie to gra, w reprezentacji mu się nie chce". PZPN - nie ten stary, Grzegorza Laty, ale już ten nowy, nowoczesny, Zbigniewa Bońka - też dołożył swoje. Rozgrywał wtedy - poprzez kontrolowane przecieki do prasy - kwestie podziału przychodów z reklam pomiędzy związek i reprezentantów. "Lewego" i jego menedżerów przedstawiało się jako zachłannych na kasę krwiopijców, a "kocia muzyka", jaką zgotowano Robertowi po meczu z Danią w Gdańsku (zresztą wygranym 3:2!), była konsekwencją tonu artykułów z tamtego okresu.

Robert urażony do żywego, że jego walkę o własny wizerunek przedstawiono w krzywym zwierciadle na tyle skutecznie, że zniechęcono do niego kibiców kadry, był bliski rezygnacji z gry w reprezentacji. Miał dość. Dobrze że kilka dni przespał się z decyzją i nie zadeklarował niczego na gorąco. Niedawno "Lewy" mówił, że do dzisiaj nie doczekał się przeprosin od prominentnego działacza PZPN za wypowiedziane publicznie o nim zdania.

Przypominam też, że gdy "Lewy" wraz ze swoim menedżerem Cezarym Kucharskim podjęli ryzykowną grę o transfer do Bayernu, mało kto przyznawał im rację i popierał wybór drogi do celu, która prowadziła przez ostry konflikt z Borussią. Mówiono, że Niemcy ich zmiażdżą, że oszaleli, że nie znają miejsca w szeregu. Hejterzy mieli swoje igrzyska nienawiści. "Lewemu" kazano wracać na kolanach, całować działaczy z Dortmundu po rękach i przepraszać.

Gdyby tych "życzliwych" posłuchano, "Lewego" nie byłoby w Bayernie, nie strzeliłby pięciu goli Wolfsburgowi. Aha, i byłby uboższy o jakieś dwadzieścia baniek euro!

Pamiętam też dziennikarza, który nabijał się, że angielskie prestiżowe pismo piłkarskie umieściło "Lewego" wysoko na liście najlepszych napastników świata. Przekonywał, że to nieporozumienie, że kudy tam Robertowi do...
Dzisiaj ten znawca ligi angielskiej pewnie czerwieni się, czytając nazwiska tych, co to mieli być lepsi od "Lewego".

A zatem teraz, gdy wszyscy Robertowi schlebiają, chwalą go i się do niego łaszą, warto pamiętać, kto go szczerze klepał po plecach, a kto mu do tych pleców przykładał żelazko.

Dariusz Tuzimek

Mama Lewandowskiego: Wyczułam w głosie syna wzruszenie

Źródło: TVN24/x-news