Przez awarię samolotu piłkarze Legii wrócili do Polski 16 godzin po czasie

Piłkarze Legii Warszawa mieli wrócić do kraju zaraz po meczu Ligi Europy z duńskim Midtylland. Ostatecznie wylądowali w stolicy 16 godzin później niż zakładali.

Legia grała pierwszy mecz w fazie grupowej Ligi Europy. Przegrała z duńską drużyną z Midtylland 0:1. Piłkarze, działacze i kibice po meczu mieli wrócić do kraju, o 1.40 w nocy.

jednak Boeing 737, wiozący piłkarzy i kibiców Legii Warszawa, wylądował na Okęciu kilka minut przed 18 dzień po meczu. Powodem zamieszania była awaria systemu hydraulicznego.

Początkowo pilot poinformował pasażerów samolotu należącego do firmy Enter Air, że to tylko niewielkie opóźnienie. System miał zostać szybko naprawiony. Gdy okazało się, że nie wchodzi to w grę, z Polski miał przylecieć zastępczy samolot.

Ostatecznie okazało się, że samolot musiałby lecieć z Krakowa do Warszawy, stamtąd zabrać załogę i udać się do Danii. Cała operacja była dość skomplikowana i kosztowna,dlatego pasażerów ulokowano w jednym z hoteli w centrum miasta Herning. Wylot zapowiedziano na 11.

Już rano okazało się, że samolot wyleci o 13. Potem godzinę przełożono na 14.30. Gdy zawodnicy dotarli na lotnisko w miejscowości Karup, dowiedzieli się, że samolot leci o 15. Ale to nie było koniec. Chwilę przed 16 ogłoszono, że samolot jest gotowy.

Ostatecznie okazało się, że z Polski zamiast samolotu przyleciała brakująca część.

- Lot jest całkowicie bezpieczny - zapewnił pasażerów pilot przed wylotem.

Samolot z piłkarzami wylądował w Warszawie kilka minut przed 18.

Wiadomo, że usługi firmy Enter Air są bardzo konkurencyjne pod względem ceny. Za podobną cenę w firmie PLL LOT można dostać znacznie mniejszy samolot.

W niedzielę o 15.30 Legia Warszawa gra z Ruchem. Jak udało się nam ustalić, działacze Legii kontaktowali się z Ekstraklasą SA w sprawie ewentualnej zmiany dnia spotkania, ale okazało się to nierealne z powodu braku terminów.

Niedzielny mecz może być ostatnim dla trenera Henninga Berga. Już od dłuższego czasu posada Norwega jest zagrożona, a po meczu wisi na włosku. Decyzja należy do Dariusza Mioduskiego, większościowego udziałowca klubu. Był on jedynym sprzymierzeńcem Norwega w zarządzie.

[b]Marek Wawrzynowski

[/b]

Źródło artykułu: