Choć to ledwie pięć spotkań, start Koseckiego robi ważenie. Niemcy są zachwyceni jego szybkością i gibkością. Dziennikarze "Kickera" uznali go drugim najlepszym graczem początku rundy jesiennej 2. Bundesligi. Polski pomocnik uzyskał średnią not na poziomie 2,40 i przegrywa tylko z Azizem Bouhaddouzem (2,33). Napastnik Sandhausen rozegrał jednak tylko trzy mecze, a potem doznał kontuzji. W przeciwieństwie do Bouhaddouza, Kosecki nie ma poważniejszych problemów zdrowotnych. Ze względu na lekki uraz stracił tylko kolejkę. Poza tym, Alois Schwartz cały czas stawiał na niego od pierwszych minut. I nie żałował: "Kosa" bierze udział w większości akcji ofensywnych, zdobył jedną bramkę, a przed tygodniem wywalczył rzut karny dający Sandhausen remis w meczu przeciwko VfL Bochum.
Jego osiągnięcia nie dziwią Jana Urbana, trenera, u którego Kosecki radził sobie doskonale. - To zawodnik posiadający sporo atutów. Trzeba tylko obdarzyć go zaufaniem. Żeby je wykorzystał, musi mieć na boisku miejsce. W defensywie potrzebuje wielu wskazówek, ale jeśli chodzi o atak - trzeba mu dać wolną rękę. Wtedy może zdziałać cuda - analizuje Urban.
Wyjazdy pomogły
W 2. Bundeslidze Koseckiemu teoretycznie powinno być trudniej. To zawodnik mikry, ważący ledwie 60 kilogramów. Przy takich warunkach adaptacja do ligi typowo fizycznej może być naprawdę trudna. Jak widać aklimatyzacja polskiego piłkarza przebiega jednak bez zarzutów. - Szybciej niż myślałem. Byłem pewny, że Kuba w końcu odpali, ale jestem zaskoczony tym, że stało się tak szybko. Trener na niego stawia. Taktyka też została ustalona właściwie pod niego - mówi agent piłkarza Cezary Kucharski. - W przypadku "Kosy" adaptacja do nowego otoczenia może być łatwiejsza niż u innych. Jako dziecko musiał mieszkać w Turcji, Hiszpanii, Francji czy Stanach Zjednoczonych. Dlatego przyzwyczajanie się do innej kultury nie stanowi dla niego problemu - dodaje.
Wolał Lechię
Dla Koseckiego przenosiny do Sandhausen mimo wszystko mogły być prawdziwym szokiem. Nagle wylądował w niespełna 15-tysięcznym miasteczku. Uspokoił się. Musiał. Nowe miejsce oferuje mu wyjście co najwyżej do supermarketu.
Jeszcze kilka miesięcy temu poważnym jego problemem była psychika. Uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Starał się być wszędzie. - Często nie mógł po prostu wyluzować. Mówił, że ma to zamieszanie wokół siebie gdzieś, a potem jednak do niego wracał. Często chlapnął coś niepotrzebnego w wywiadzie albo - jak po meczu z Jagiellonią Białystok - stał pod szatnią gości i prowokował. Ostatnio kilku dziennikarzy prosiło mnie o rozmowę z nim. Powiedział, że wcale tego nie potrzebuje - twierdzi Kucharski, z którym nie zgadza się Urban. - On po prostu ma własne zdanie. Nie można zabijać w piłkarzu charakteru. Nawiązują do tego wszelkie programy szkoleniowe - mówi.
Namówienie Koseckiego na wyjazd do Niemiec nie było jednak takie proste. - Chciał iść do Lechii Gdańsk, która była bardzo konkretna. Kilka tygodni temu napisał mi esemesa, że miałem rację - uśmiecha się Kucharski.
Wygląda na to, że i piłkarz, i klub zrobili złoty interes. SV Sandhausen zapłaciło za wypożyczenie Koseckiego jedynie 50 tysięcy euro. W umowie między niemieckim drugoligowcem a Legią znalazła się też opcja wykupu gwarantująca wicemistrzom Polski kolejne 250 tysięcy. Na uruchomienie klauzuli działacze Sandhausen mają czas do końca kwietnia.
Jeżeli Jakub Kosecki utrzyma wysoką formę, decyzja o pozostawieniu go w Niemczech będzie formalnością. Obecna dyspozycja sugeruje również, że skrzydłowym SVS powinien zainteresować się Adam Nawałka. Ostatnimi czasy na tej pozycji reprezentacja Polski miała spore problemy. Dynamiczny Kosecki mógłby je rozwiązać.
[b]Mateusz Karoń
[/b]
Sandhausen to wioska
mieszkam tam 9 lat redaktorku