Swoje zdanie na temat dachu Zbigniew Boniek wyraził w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Przepraszam, ale dach na Stadionie Narodowym, to nie drzwi do toalety, że się je otwiera i zamyka, kiedy chce. 99 procent stadionów na świecie go nie ma. Deszcz czy śnieg, a i tak gramy. Przypominam, dach w Warszawie nie został zbudowany, żeby piłkarze nie zmokli, lecz ze względu na multifunkcjonalność obiektu. Na głowę ma nie kapać widzom na koncercie, a nie zawodnikom. A że murawa była lekko grząska? Na innych obiektach też by była. Abstrahując od wszystkiego, to nie my wydajemy decyzję, tylko delegat UEFA. Ludzie popadli w paranoję przez pamiętny mecz z Anglikami, za co oberwał prezes Lato. A wtedy, jak zawsze, decyzję podjął delegat.
Polska grała z Gibraltarem w poniedziałek wieczorem. Przez cały dzień w Warszawie padał deszcz, w niedzielę było zresztą podobnie. Adam Nawałka był zwolennikiem zamknięcia dachu, nawet o to prosił. Delegat UEFA w dniu meczu o godzinie 10 podjął jednak decyzję, że piłkarze zagrają pod otwartym niebem.
Robert Lewandowski po meczu skomentował: - Od 1. minuty robiliśmy wszystko, by zdobyć gola. Wiedzieliśmy, że z upływem czasu boisko nie będzie nam pomagało. Padał deszcz, my mamy dach, ale oczywiście był on otwarty. Jak zawsze wszystko poszło nie w tę stronę co powinno - stwierdził z uśmiechem na twarzy Robert Lewandowski.
Temat dachu na Stadionie Narodowym przewija się od października 2012 roku. Przełożono wówczas o jeden dzień mecz Polski z Anglią, bowiem murawa była zalana przez padający cały dzień deszcz. Dachu wówczas nie zamknięto.