- Wejdź tam i pokaż, że jesteś lepszy od Messiego! - takie słowa usłyszał 13 lipca 2014 roku Mario Goetze od Joachima Loewa, gdy wchodził na boisko w 88. minucie finału mistrzostw świata Niemcy - Argentyna. 22-latek z Memmingen posłuchał i został bohaterem swojego kraju. Tego dnia był lepszy od Messiego. Kilkanaście miesięcy później ten sam zawodnik nie łapie się do składu Bayernu i jego przyszłość stoi pod dużym znakiem zapytania. Co poszło nie tak w jego karierze?
Po raz pierwszy piłkarski świat usłyszał o Mario Goetze w 2010 roku. Właśnie wtedy został na stałe włączony do pierwszej drużyny Borussii Dortmund. Wychowanek BVB zadebiutował w niej wprawdzie już rok wcześniej, jednak na swoją szansę musiał poczekać. Młody pomocnik szybko odpłacił się Juergenowi Kloppowi za otrzymane zaufanie.
Jeszcze w tym samym roku Matthias Sammer ogłosił, że Goetze jest jednym z najlepszych piłkarzy w historii niemieckiego futbolu. Nikt nie protestował - nastolatek był wśród liderów odradzającej się Borussii. 8 goli, 11 asyst i tytuł mistrza Niemiec - to jego znakomity bilans z pierwszego sezonu w Bundeslidze. Rok później dodał do tego jeszcze Puchar Niemiec. Zadebiutował też w reprezentacji, a Joachim Loew zabrał go nawet na EURO 2012.
Swoimi występami szybko rozkochał w sobie trybuny Signal-Iduna Park. Dla młodych kibiców był po prostu idolem. Gdy więc w kwietniu 2013 roku Bayern Monachium ogłosił, że Mario Goetze przenosi się do Bawarii, wściekłość fanów BVB mieszała się z niedowierzaniem. Z bohatera w jednej chwili stał się wrogiem numer jeden.
Dla 21-latka nie była to łatwa sytuacja i w trudnym momencie swojej kariery musiał się wykazać dużą odpornością psychiczną. Jego pierwszy sezon w nowych barwach był jednak bardzo przyzwoity - Bayern zdobył mistrzostwo kraju, a on strzelił we wszystkich rozgrywkach 15 bramek.
Po zakończeniu rozgrywek poleciał z kadrą do Brazylii na mistrzostwa świata. Turniej rozpoczął w podstawowym składzie i był mocnym punktem rozpędzającej się niemieckiej maszyny. Nasi zachodni sąsiedzi w wielkim stylu awansowali do finału. I choć spotkanie o Puchar Świata z Argentyną Goetze rozpoczął na ławce, to w 113. minucie został bohaterem swoich rodaków. Na siedem minut przed końcem dogrywki strzelił zwycięskiego gola.
Niemieccy dziennikarze nazywali go zbawcą. Był na ustach wszystkich i wydawało się, że od teraz jego kariera nabierze jeszcze większego przyspieszenia. Kolejne miesiące były jednak dla zawodnika wyjątkowo trudne. Kto jest temu winien i kto stoi za spowolnieniem jego kariery?
Początek sezonu 2014/2015 był dla Goetze udany. W rundzie jesiennej Bundesligi regularnie pojawiał się na boisku, strzelił siedem bramek. Jednak wraz z kolejnymi tygodniami jego forma drastycznie spadała. Był cieniem zawodnika, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej czarował swoją grą.
Rozczarowania nie ukrywali nie tylko kibice. Nawet taki autorytet, jakim w Monachium niewątpliwie jest Franz Beckenbauer zdecydował się skrytykować młodego pomocnika. - Na boisku zachowuje się jak dziecko. Bayern to nie miejsce dla takich ludzi! - grzmiał po wiosennej klęsce Bawarczyków na Camp Nou (0:3).
Inni eksperci przekonywali, że Goetze nie umie radzić sobie z presją. Dlatego ich zdaniem w Bayernie błyszczy głównie w meczach ligowych z niżej notowanymi rywalami. W Lidze Mistrzów "bohater z Maracany" nie przypomina samego siebie - chowa się za plecami kolegów, nie podejmuje ryzyka.
Agent piłkarza Volker Struth nie ma jednak wątpliwości, że to klub, w tym trener Josep Guardiola odpowiada za niższą formę jego klienta. - Guardiola niszczy go. Mario nie czuje od niego żadnego wsparcia. Ponadto w najważniejszych meczach sadza go na ławce, po czym wpuszcza na boisko w kryzysowych sytuacjach i wymaga więcej od innych - przekonuje menedżer. Czy ma rację?
Pod koniec ubiegłego sezonu atmosfera wokół Goetze była w Bawarii tak fatalna, że głośno zrobiło się o jego odejściu. Poważnie zainteresowany miał być Juventus Turyn, szukający następcy Arturo Vidala. W pewnym momencie wydawało się, że Niemiec rzeczywiście trafi do Włoch. Dziennikarze donosili o prowadzonych negocjacjach, jednak do podpisania umowy nie doszło.
Pomocnik rozpoczął nowy sezon, ale w starych barwach i w starym stylu. W czterech pierwszych spotkaniach Bayernu tylko raz pojawił się w podstawowym składzie. W spotkaniu z Hoffenheim (2:1) spisał się wprawdzie nieźle, jednak w następnej kolejce przeciwko Leverkusen (3:0) znów usiadł na ławce rezerwowych.
Choć Goetze znalazł się niewątpliwie na zakręcie swojej kariery, to 4 września będzie jednym z najgroźniejszych piłkarzy reprezentacji Niemiec w meczu z Polską. Mimo słabszej dyspozycji Loew nie rezygnuje z gracza Bayernu i według ekspertów pojawi się nawet w podstawowym składzie mistrzów świata. Powszechna jest nawet opinia, że jest on ulubieńcem selekcjonera i Loew tak układa taktykę i pierwszą '11", by znaleźć w nim miejsce dla swojego faworyta.
Choć Mario Goetze przeżywa obecnie najtrudniejszy czas w swojej karierze, to wciąż jest zawodnikiem światowej klasy. Piłkarzem, który jednym zagraniem może odmienić losy meczu. Oby w najbliższy piątek pamiętali o tym Kamil Glik i jego koledzy. Nie można go nie doceniać.