7-letni Vicente biega po ulicy za mocno już zniszczoną piłką. Tu i ówdzie balon przebija się przez wytarte łatki. Trudno, najważniejsze, że można grać. Dzieciak ma na sobie koszulkę reprezentacji Chile (za dużą o tak na oko dwa rozmiary), z numerem 9 i nazwiskiem Zamorano na plecach. A właściwie Zamorao, bo "n" wytarło się już tak, że prawie go nie widać. Vicente uderza piłką w namalowaną na murze bramkę. Na murze, który oddziela jedną z najbiedniejszych dzielnic stolicy Chile, Santiago, od "europejskiej" części miasta. Od części, w której mieszka rówieśnik Vicente - Martin. On też ma ulubioną koszulkę. To trykot Realu Madryt z numerem 7 i napisem Cristiano Ronaldo. Ma też piłkę, najnowszy model, kupiony za prawie 70 tysięcy peso. To mniej więcej tyle, ile miesięcznie wydaje rodzina Vicente na jedzenie. Jednak zamiast wyjść na boisko i zagrać mecz z kolegami z osiedla, siedzi przed telewizorem i przeżywa piłkarskie emocje. Na konsoli.
[ad=rectangle]
Bóg pomoże?
12 czerwca o godz. 1:30 (czasu polskiego) rozpocznie się trzeci najważniejszy turniej piłkarski świata, po mundialu i mistrzostwach Europy, Copa America. Gospodarze (Chile) oraz Ekwador rozpoczną imprezę, która zainteresuje kilkaset milionów ludzi na całym świecie, wedle niektórych szacunków nawet miliard. To wielkie święto, które będzie można śledzić w naszym portalu oraz na antenie Telewizji Polskiej.
Chilijczycy po raz ósmy organizują ten turniej, ale jeszcze nigdy go nie wygrali. Mimo trzykrotnego udziału w finale, nie udało się zdobyć złotego medalu. Ostatnie miejsce na podium zajęli w 1991 roku. Z tym większymi nadziejami społeczeństwo, które jest mieszanką białych z metysami (potomkowie białych i Indian), czeka na historyczny triumf. - W ostatnią niedzielę cały naród modlił się w kościołach o wielki sukces piłkarzy - mówi na łamach miejscowej prasy Ivan Zamorano, jeden z najwybitniejszych zawodników w historii tego kraju, obecnie asystent trenera kadry U-18, przymierzany jednak do stanowiska selekcjonera w najbliższej przyszłości. - Bóg (w Chile prawie 90 procent mieszkańców to katolicy i protestanci przyp. red.) musi nas wysłuchać. Z jego pomocą zostawimy Brazylię i Argentynę w tyle.
Barcelona, Juventus, Arsenal
A propos słów Zamorano. Nieprzypadkowo wymienił Argentynę i Brazylię, bo właśnie te zespoły zdaniem bukmacherów mają największą szansę na końcowy triumf. Tuż za nimi czai się właśnie Chile, które minimalnie wyprzedza Kolumbię. Reszta stawki - z Urugwajem na czele - mocno odstaje od tej czwórki.
Zeszłoroczny występ piłkarzy La Roja podczas mistrzostw świata (awans do 1/8 finału i tam porażka po serii rzutów karnych z Brazylijczykami) dodaje ekipie Jorge Sampaoliego wiary. Personalnie zespół jest mocny. Barcelona (Claudio Bravo), Juventus (Arturo Vidal), Arsenal (Alexis Sanchez) - te nazwy europejskich potentatów robią wrażenie. Większość podstawowych zawodników gra w Europie, w mocnych drużynach. Selekcjoner musi nie tyle poukładać zespół, a uodpornić go przed ogromną presją, która mu będzie towarzyszyła. Oczekiwania chilijskich kibiców można porównać do tego, co przed rokiem działo się przy okazji MŚ w Brazylii. Jeżeli Chile nie zdobędzie medalu, w kraju zostanie ogłoszona żałoba narodowa. Nie przez panią prezydent Michelle Bachelet, a przez społeczeństwo.
Kubańskie cygara w lożach dla VIP-ów
Jeżeli posługiwać się suchymi statystykami, Chile to kraj mniej więcej na poziomie Polski. Produkt Krajowy Brutto wyniósł w 2014 roku prawie 14,5 tysięcy dolarów na osobę. Dla porównania, PKB na jednego mieszkańca naszego kraju w tym samym okresie był o prawie 100 dolarów niższy. Chile zajęło 52. miejsce na świecie, my - 53. - Nie można jednak absolutnie porównywać zamożności w obu państwach - apeluje na swoim blogu Ryszard Czarnecki.
Polityk PiS był w Chile, zobaczył na swoje oczy, jak tam się żyje i stąd jego słowa. Chodzi mu głównie o rozwarstwienie społeczeństwa. Problem potwierdza OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), która w 2014 roku uznała Chile za kraj o największej przepaści finansowej wśród mieszkańców.
Bogaci Chilijczycy są niewyobrażalnie bogaci, jak na polskie warunki wręcz nierealnie bogaci. Biedota? 7-letni Vicente z początku artykułu z pewnością wielokrotnie był głodny, nie zjadł żadnego ciepłego posiłku, a o wykształceniu może zapomnieć. Państwo zapewnia tylko osiem klas szkoły podstawowej. Po niej trzeba uczyć się prywatnie. Najbogatsi płacą czesne za swoje pociechy na poziomie tysiąca dolarów w elitarnych szkołach angielskich czy niemieckich. Rozwarstwienie finansowe widać również na trybunach. Za bramkami stadionów w Chile, często na miejscach stojących, widać ludzi biednych, którym kluby oferują naprawdę tanie bilety, czasami można nawet skorzystać z promocji i pójść na mecz ligowy bez wejściówki. Za to w lożach VIP-owskich jest cała śmietanka miejscowego biznesu. Siedzą w klimatyzowanych pomieszczeniach, przy suto zastawionych stołach, paląc kubańskie cygara. Podczas Copa America będzie tak samo.
Jak Boże Narodzenie
Do najważniejszych spotkań dojdzie na największym obiekcie w Chile - Estadio Nacional. Prawie 49 tysięcy widzów będzie mogło zasiąść na stadionie, który 42 lata temu był świadkiem masakry. To właśnie tutaj, podczas puczu, wojskowy reżim Augusto Pinocheta zorganizował obóz, w którym zginęły tysiące ludzi.
Chile nie wybudowało nowych obiektów, jak choćby Polska na Euro 2012. Ciekawostką jest fakt, że organizator Copa America nie musi zagwarantować wielkich obiektów. Przykładowo, spotkania grupowe będą toczone na Estadio El Teniente (pojemność: 15.600) czy Estadio Sausalito (18.037). UEFA, podczas wyboru gospodarza mistrzostw Europy, nie zgodziłaby się na tak małe stadiony.
W Europie futbol to przede wszystkim biznes. UEFA zarabia ogromne pieniądze na mistrzostwach. W Ameryce Południowej jest inaczej. Copa America to jak Boże Narodzenie, Wielkanoc. Dla milionów ludzi żyjących w nędzy to odskocznia od codziennych problemów, to radosne święto futbolu. Czyli części ich życia - jak praca czy religia. - Mówi się, że prawdziwą miłość do futbolu można spotkać w Afryce. Bo szamani, bo śpiewy. Bzdura, jak ktoś chce zobaczyć ludzi, którzy mają fioła na punkcie piłki nożnej, musi odwiedzić Amerykę Południową. Brazylię, Argentynę, Chile. To właśnie w tych krajach zobaczy, że futbol jest jak religia. Więcej, jest ważniejszy od religii - przyznaje Marcelo Salas, kolejna legenda chilijskiej piłki, która w 2008 roku zakończyła czynną karierę.
Miłość i nienawiść
Kiedy przed rokiem piłkarze Chile strzelili bramkę Hiszpanom podczas mundialu w Brazylii (a potem wyeliminowali faworyta z dalszej fazy turnieju), na ulicach Santiago rozległ się niewyobrażalny okrzyk radości. Pięć milionów gardeł cieszyło się z postawy reprezentacji. Brytyjski "The Telegraph" napisał nawet na ten temat specjalny artykuł. Dziennikarze z Anglii jeszcze nigdy w życiu nie słyszeli takiego hałasu. - Co prawda nie zmierzyliśmy decybeli, ale gwarantujemy, że to był rekord Guinessa. W tym mieście każdy: od noworodka po 100-letniego staruszka krzyczał wniebogłosy - napisali.
- Bo nasi kibice tacy są - stwierdził lider obecnej kadry, Arturo Vidal. - Są najlepsi na świecie. Jak kochają, to na całego, jak nienawidzą, to...
- ... to lepiej przez kilka dni nie pokazywać się publicznie - dorzucił Alexis Sanchez. - Miłość i nienawiść zawsze dzieli bardzo delikatna granica. Tak jest właśnie w Chile.
W Chile, gdzie przez najbliższe trzy tygodnie futbol będzie na najważniejszym miejscu.
Copa America
TVP Sport, 12.06. (piątek), godz. 01:05
mecz otwarcia turnieju: Chile - Ekwador