Arena Euro 2012 straszy pustkami! Gdzie są kibice?

Tylko 5875 widzów obserwowało z trybun spotkanie Śląska z Górnikiem Zabrze! Stadion zbudowany z myślą o Euro 2012, mogący pomieścić ponad 40 tysięcy widzów, przy takiej frekwencji aż straszy pustkami.

Ci, którzy na mecz Śląska z Górnikiem Zabrze wybrali się na Stadion Wrocław, już przed pierwszym gwizdkiem sędziego przecierali oczy ze zdumienia. Wrocławski obiekt, jedna z aren Euro 2012, aż raził pustkami! Fanów miejscowego zespołu, który ciągle jeszcze walczy o awans do europejskich pucharów było tak mało, że widząc to kibice zabrzan odśpiewali głośne "co was tak mało".
[ad=rectangle]
Samo spotkanie z Górnikiem, którego mogło zadecydować o tym czy Śląsk ciągle będzie w grze o najwyższe cele w T-Mobile Ekstraklasie obserwowało zaledwie 5875 widzów. Tak niewielu kibiców na tak dużym obiekcie robiło - w sensie negatywnym - piorunujące wrażenie.

Śląsk od dawna ma problemy z frekwencją na własnym obiekcie, ale aż tak źle nie było od dawna. Nie licząc spotkania z Górnikiem Zabrze, zespół WKS-u rozegrał "w domu" 16 meczów. Średnio na jedno spotkanie na stadionie zasiadało 11 703 widzów. Teraz te statystyki spadną.

- Smutno mi jest. To zrobiły ostatnie dwa lata, gdzie było bardzo dużo negatywnych rzeczy i artykułów o nas. Jak widziałem trybuny w Poznaniu, to niemożliwe, jaki tam jest boom na piłkę. Wrocław zawsze był miastem, gdzie ludzie z chęcią szli na stadion. Może się mylę, ale jak gramy mecz w sobotę czy w niedzielę, to ostatnie artykuły są o Mili czy Lechii, które nie mają do czynienia z Wrocławiem. Mało w tygodniu jest o samej drużynie, o czymś, co by nakręciło tę koniunkturę. Na przykład, że Dudu może być powołany do reprezentacji Brazylii (śmiech). Żeby się ukazywało coś pozytywnego o nas - mówił rozżalony Tadeusz Pawłowski po meczu z zabrzanami.

Trzeba jednak przyznać, że nic tak nie zachęca kibiców do przyjścia na stadion, jak zwycięstwa, a z odnoszeniem takich wrocławianie mają ostatnio ogromne problemy. W tym roku Śląsk wygrał bowiem tylko dwa mecze! Gorszy bilans ma tylko PGE GKS Bełchatów. Od stycznia na własnym obiekcie zielono-biało-czerwoni w T-ME zagrali siedem razy. Wygrali zaledwie dwukrotnie, trzykrotnie zremisowali i dwa razy z boiska zeszli pokonali. Strzelili siedem goli, stracili sześć.

- Myślę, że wycisnęliśmy ze sztabem szkoleniowym maksimum. Po zdobyciu tych 40 punktów wkradło się trochę zdenerwowania. Nie mamy ani jednego reprezentanta Polski. Nie mamy zdecydowanego lidera w środku pola, który by wiedział kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć. O to chodzi. No i brak gwiazd. Inaczej jest w Lechu czy w Legii, ale tam są budżety sześć razy większe. Musi się uformować kwestia właściciela klubu. Chciałbym, żeby była taka sama atmosfera jak w naszym sztabie szkoleniowym - dodał trener.

Relacje między samymi kibicami a zawodnikami też nie wydają się być w najlepszym stanie. - Umówiliśmy się, że po meczu piłkarze najpierw idą do kibiców. U nas ostatnio się tak odbywało, że byli pół godziny u dzieci. Dlatego mieli podziękować kibicom, to długo nie trwa. Jeśli gramy w piłkę, to są zwycięstwa, remisy i porażki. Z tym trzeba sobie dać radę. Nie ma co spuszczać głowy, ale trzeba pójść do kibiców i im podziękować. Oni teraz tak wyglądali, jakby się tam bali pójść. Dlatego poszedłem na przykład w Gliwicach, stanąłem i nie bałem się wziąć odpowiedzialności. Jeżeli ktoś jest obiektywny i zna się na piłce, to wie, że ciężko jest więcej wycisnąć z tego - skomentował Tadeusz Pawłowski.

W tym sezonie Śląsk Wrocław na własnym stadionie rozegra jeszcze dwa mecze. Najpierw 30 maja o godzinie 20.30 zmierzy się z Lechią Gdańsk, a 7 czerwca o godzinie 18.00, na zakończenie rozgrywek, podejmować będzie Pogoń Szczecin. W przypadku tej pierwszej potyczki frekwencja powinna być większa, bo fani WKS-u i Lechii żyją ze sobą w zgodzie i wielkiej przyjaźni, ale jeżeli chodzi o mecz z Portowcami tak kolorowo może już nie być.

#dziejesiewsporcie: Cztery czerwone kartki w cztery minuty

Źródło artykułu: