Zespół z Podlasia przegrał przy Łazienkowskiej w kontrowersyjnych okolicznościach. W piątej minucie doliczonego czasu gry w polu karnym Legii padł Przemysław Frankowski, sędzia Paweł Gil rzutu karnego jednak nie odgwizdał.
Kilka chwil później arbiter wskazał na "wapno" po tym, jak ręką w obrębie "szesnastki" zagrał Giorgi Popchadze. Zwycięstwo celnym strzałem dał gospodarzom Orlando Sa.
[ad=rectangle]
- Powinienem właściwie powiedzieć "dzień dobry", "do widzenia" i to by wystarczyło. W pierwszej sytuacji był ewidentny rzut karny dla nas, ręka była zaś przypadkowa - nie ma wątpliwości Probierz.
Doświadczony szkoleniowiec nie planuje dochodzić swoich racji w trybie administracyjnym. - Przyjadę do domu i pierd... sobie whisky. Co mi innego zostało? - mówi. - Mamy pewne marzenia, chcemy coś robić, a teraz myślę nad sensem polskiej piłki. Po co trenować, po co grać? Sportowa rywalizacja traci sens. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to myśl o rzuceniu trenowania.
Szkoleniowiec białostockiej drużyny po meczu pobiegł na środek boiska. - Chciałem rozdzielić zawodników, żeby nie dostali żółtych kartek - wyjaśnia. Dużo wysiłku kosztowało go zwłaszcza uspokojenie Bartłomieja Drągowskiego. - Powiedziałem mu po chłopsku, żeby spier... do szatni - kończy Probierz.
[event_poll=52066]