3:0 wygrał Śląsk Wrocław z Lechią Gdańsk. To wynik o tyle zaskakujący, że zawodnicy WKS-u do tej potyczki podchodzili z serią dziesięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa. Lechiści byli natomiast na fali.
[ad=rectangle]
- Trener nas uczulał, że Śląsk jest bardzo dobrze zorganizowany i udowodnili to w tym spotkaniu. Nie potrafiliśmy wyjść spod pressingu. Gdy rozgrywali piłkę, nie potrafiliśmy dobrze zamknąć Śląska w strefach. Mieliśmy dużo problemów i stąd też dużo strat - mówił po meczu Marcin Pietrowski. To ten zawodnik sprokurował rzut karny dla WKS-u.
- Chciałem pokazać się z dobrej strony, jednak mecz zweryfikował szybko, że we Wrocławiu się bardzo ciężko gra. Z tak dobrze zorganizowaną drużyną było nam trudno grać - komentował piłkarz. - Według mnie nie było rzutu karnego. Do piłki doszedł i Pich, i ja. Obydwaj w zasadzie ją dotknęliśmy. To było w zasadzie otarcie, ale nie mogło to spowodować jego upadku - dodał.
Lechia do potyczki ze Śląskiem przystąpiła w osłabionym składzie. Jerzy Brzęczek problemy miał zwłaszcza z ustaleniem defensywy. - Myślę, że cała drużyna zagrała poniżej swojego poziomu. U mnie sytuacja jest taka, że jestem brany pod uwagę i do środka, i na prawdą obronę. W ostatnim miesiącu trenowałem jako środkowy pomocnik. Teraz wyszła taka konieczność przy kontuzji Grześka, że trzeba było go zastąpić - podsumował Pietrowski.