Hit 26. kolejki II ligi pomiędzy zielono-czarnymi a MKS-em Kluczbork długo pozostawał bez rozstrzygnięcia. W końcu świetną akcją indywidualną popisał się 17-latek z Gliwickiej, który urządził sobie 60-metrowy sprint i z zimną krwią pokonał Oskara Pogorzelca. - Widziałem, że przeciwnik zagrał bezpańską piłkę. Obrońcy troszkę się pogubili i starałem się to wykorzystać, strzelając bramkę - wspomina Paweł Mandrysz.
[ad=rectangle]
Chwilę potem młody zawodnik dobrze obsłużył Szymona Sobczaka, który ustalił wynik spotkania. W ostatnich minutach gry Mandrysz zszedł z boiska przy owacjach. - Traciłem już siłę, a wcześniej łapały mnie skurcze. Na szczęście na akcję bramkową starczyło mi jeszcze sił - uśmiecha się bohater meczu.
Dla Mandrysza było to trzecie trafienie w sezonie. Co ciekawe, jego bramki miały olbrzymie znaczenie dla drużyny, która dzięki pomocy filigranowego gracza zawsze zdobywała komplet punktów. Tak było niespełna miesiąc temu, a także na inaugurację rozgrywek. Wówczas, Mandrysz przewidział, że na jednym golu nie poprzestanie. - Tak było, bo liczyłem, że uda mi się nastrzelać więcej bramek. To bardzo miłe uczucie i fajnie jest pomagać drużynie. Najważniejsze są trzy punkty, z których bardzo się cieszymy - dodaje piłkarz ROW-u Rybnik, który po niepowodzeniach w rundzie wiosennej awansował na trzecie miejsce w tabeli.
- To było dobre przełamanie, bo nie szło nam i gra się nie układała. W meczu z MKS-em Kluczbork byliśmy zdecydowanie lepszą drużyną i zasłużenie wygraliśmy - uważa zawodnik.
Być może boiskowymi poczynaniami 17-latek zapewnił sobie miejsce w podstawowym składzie rybniczan. - Myślę, że jeszcze nie. Czeka mnie jeszcze dużo pracy. Trzeba walczyć na każdym treningu i potwierdzić dobrą formę - wskazuje Paweł Mandrysz.