Niektórzy nie wierzą w chęć awansu Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. "Nie rozumiem tych ludzi"

Po świetnej rundzie jesiennej, w tym roku Termalica Bruk-Bet wyraźnie spuściła z tonu i wypadła ze strefy premiowanej awansem. Co się dzieje z ekipą z Niecieczy?

W sześciu wiosennych meczach podopieczni Piotra Mandrysza wywalczyli tylko siedem punktów i doznali już trzech porażek. Ta ostatnia - z zamykającym tabelę Widzewem (1:2) - jest wyjątkowo bolesna. Dość powiedzieć, że tydzień wcześniej ekipa z Łodzi uległa Miedzi Legnica aż 1:6.

- Boli nas każda przegrana, ale Widzew na pewno nie jest tak słaby jak wskazywałaby na to tabela. Ta drużyna będzie groźna szczególnie w Byczynie. Tam jest sztuczna nawierzchnia, a wiadomo, że to zupełnie inne warunki niż te, w których gramy na co dzień - zaznaczył w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Tomasz Foszmańczyk.
[ad=rectangle]
Skąd obniżka formy w zespole z Niecieczy? Czy presja związana z walką o awans i poprzednimi nieudanymi próbami realizacji tego celu plącze nogi zawodnikom? - Nie mamy w pamięci poprzednich lat i nie myślimy o tym. Liczy się tylko obecny sezon. Nie wydaje mi się, żeby presja wiązała nam nogi. Brakuje po prostu trochę szczęścia w przegranych spotkaniach. Mam jednak nadzieję, że lada moment to się zmieni. Robimy wszystko, by temu szczęściu pomóc - dodał 29-letni pomocnik.

W środowisku nie brakuje opinii, że Termalica Bruk-Bet nie jest przesadnie zdeterminowana w walce o awans. Jak reagują na to piłkarze? - Nigdy nie zrozumiem jak ktoś mógłby nie chcieć odnieść życiowego sukcesu, bo takim dla większości naszych zawodników byłby właśnie awans. Mamy mnóstwo do zyskania. Wszystkim ludziom, którzy wymyślają takie historie, zadałbym jedno pytanie: jak można nie chcieć zarabiać więcej i spełnić swoich marzeń, grając w ekstraklasie na najlepszych stadionach w kraju? Zarówno dla nas, jak i dla klubu cel jest jasny - stwierdził Foszmańczyk.

W czołówce I ligi wykrystalizowało się trzech zdecydowanych faworytów, ale miejsca premiowane awansem są tylko dwa. Zespół Piotra Mandrysza aktualnie zamyka podium i musi gonić konkurentów. - Faktycznie dołączenie jeszcze jakiegoś kandydata do tej grupy byłoby zaskoczeniem. Jak się czujemy w roli tego, który musi odrabiać straty? To się okaże dopiero na finiszu. Oczywiście najlepiej byłoby mieć dziesięć punktów przewagi nad resztą stawki, ale tak nie jest i musimy teraz w każdym meczu walczyć o zwycięstwo. Miejsca na pomyłki już nie ma - zakończył.

Źródło artykułu: