Jak Krzysztof Kapuściński przechytrzył Macieja Skorżę?

Dzięki pucharowym sukcesom cała piłkarska Polska poznała nazwisko trenera ze Stargardu Szczecińskiego. Jak to możliwe, że [tag=43523]Krzysztof Kapuściński[/tag] i jego drużyna ograli ekipę [tag=6290]Macieja Skorży[/tag]?

Prowadzeni przez młodego szkoleniowca Błękitni Stargard Szczeciński w ostatnich latach systematycznie pną się w piłkarskiej hierarchii. Rozpoczęło się od długo oczekiwanego awansu z III ligi na szczebel centralny. Wielkim wyzwaniem dla drużyny z Pomorza Zachodniego był miniony sezon. Rozgrywki II ligi poddano reformie polegającej na połączeniu dwóch grup w jedną. Do utrzymania na tym szczeblu konieczne było zajęcie miejsca w pierwszej ósemce. Błękitni okazali się najlepsi w rundzie wiosennej, co dało im czwartą lokatę. Mocno rozpoczęli również trwający sezon, a obecnie plasują się w środku stawki i mają do rozegrania jeszcze zaległy mecz z Wisłą Puławy. Największe tryumfy stargardzki klub święci jednak w Pucharze Polski, gdzie trzykrotnie różnicą dwóch bramek pokonywał przedstawicieli T-Mobile Ekstraklasy.
[ad=rectangle]
[i]

- Pierwsze minuty były bardzo nerwowe w wykonaniu mojej drużyny. Do tego ten wiatr, który tak mocno wiał. Nerwy oraz wiatr sprawiły, że wkradał się chaos. Kiedy Lech strzelił bramkę drużyna opanowała emocje. Prosiłem zespół żebyśmy dowieźli ten wynik do przerwy. Wiedziałem, że w drugiej połowie będziemy potrafili coś stworzyć i przy odrobinie szczęścia strzelimy bramkę. To nam się udało i wygraliśmy[/i] - powiedział Krzysztof Kapuściński o zwycięstwie 3:1 nad Lechem Poznań. - Wygraliśmy z topową drużyną, bo uważam, że Lech i Legia to najlepsze zespoły w Polsce - dodał.

Biało-Niebiescy piłkarskie niedoskonałości nadrabiają wolą walki, kolektywem oraz świetną atmosferą. Błękitni po zakończeniu każdego wygranego spotkania ekspresyjnie okazują radość ciesząc się już na stadionie, wraz z kibicami. Kilkanaście minut po meczach, w czasie tradycyjnych konferencji prasowych słyszalne są radosne śpiewy ze stargardzkiej szatni. Tak jest nie tylko po wielkich zwycięstwach, lecz również po oczekiwanych wygranych nad ligowymi rywalami.

- Naszą siłą jest drużyna. Sami macie okazję teraz posłuchać, bo to nie jest do kamery, czy dla publiczności. To jest dla nich. Oni tam siedzą, a ja nie mogę się doczekać, kiedy do nich zejdę - tłumaczył po środowym meczu licznie zgromadzonym dziennikarzom Krzysztof Kapuściński.

Wraz z Jarosławem Piskorzem, który czasami pojawia się jeszcze na boisku, wykonuje on w stargardzkim klubie świetną pracę. Buduje drużynę złożoną z wychowanków i zawodników z regionu. Nawet, gdy ktoś zdecyduje się odejść, szybko znajduje się jego zastępca. Team skomponowany również pod względem charakterologicznym jest też przygotowany taktycznie na każde wyzwanie. Dodatkowo ważnym czynnik to motywacja. Błękitni potrafią odwracać wynik w drugiej połowie i nawet ze słabego piłkarsko widowiska uzyskać korzystny rezultat.

- Powiedziałem w szatni, że zostało jeszcze 45 minut meczu w Stargardzie z Lechem Poznań w półfinale Pucharu Polski. To musi działać na wyobraźnię młodych ludzi, bo na taki sukces drużyna Błękitnych czekała 70 lat. Nigdy wcześniej to się nie udało. To chyba zadziałało na wyobraźnię zawodników, bo to jest szansa i możliwość pokazania się szerszej grupie ludzi - wyjaśniał trener Błękitnych.

W zupełnie innym nastroju był utytułowany Maciej Skorża. Jego zespół w drugiej połowie stracił kontrolę nad meczem. Lech zawiódł w defensywie popełniając błędy przy rzutach rożnych. Dzięki temu Błękitni wykorzystali jeden ze swoich atutów. Problemem były też stałe fragmenty pod bramką przeciwnika. Wicemistrz Polski grając z wiatrem nie stworzył zagrożenia, a miał ku temu szanse.
[i]

- Pierwsza bramka to bardzo złe zachowanie naszych zawodników z pierwszej strefy. Zaur wybija piłkę, ona w powietrzu leci dosyć długo i nikt nie potrafi tego zablokować. Jeżeli zawodnik oddaje strzał z woleja ze środka pola karnego przy naszych ośmiu zawodnikach w polu karnym to jest coś nie tak. Druga bramka to ewidentny błąd zawodników, którzy byli ustawieni na długim słupku. Nikt nawet nie próbował wyskoczyć. Na pewno jest to nasz słaby element[/i] - analizował Skorża.

Nie ulega jednak wątpliwości, że rewanż dla zespołu określanego mianem kopciuszka będzie najtrudniejszym wyzwaniem tej edycji Pucharu Polski. Lech zrobi wszystko by zmazać plamę i przede wszystkim awansować do finału. Optymistyczny dla stargardzian może być występ przy Bułgarskiej ligowego rywala Błękitnych, czyli Znicza Pruszków, który w ćwierćfinale przegrał 0:1. Wtedy jednak losy rywalizacji były przesądzone po pierwszym spotkaniu.

- Męczyliśmy się ze Zniczem i do tego nie mamy Zaura. Sytuacja na pewno nie będzie łatwa, ale nie wyobrażam sobie żebyśmy nie grali w finale Pucharu Polski - stwierdził trener Kolejorza.

Źródło artykułu: