Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak się żyje bez reprezentacji?
Kamil Grosicki: Zerkam do internetu, co dzieje się u chłopaków, śledzę losy drużyny, kibicuje kadrze. Przerwa na mecze reprezentacji zawsze była dla mnie wyjątkowym czasem, ale przemyślałem decyzję o zakończeniu gry w drużynie narodowej. Poukładałem sobie wszystko w głowie. Wiem, że miałem swój czas, piękny czas, ale teraz oglądam kadrę jako kibic.
Rozegrałeś 94 mecze w reprezentacji. Jak przechodzi się na drugą stronę?
Całym sercem zawsze jestem za drużyną. Mecze oglądam jednak w telewizji, na stadionie jeszcze nie byłem. Po karierze będę chodził. Przed telewizorem raz jestem spokojny, a raz pojawiają się nerwy. Zależy od meczu. Spotkania w Lidze Narodów dostarczyły wielu skrajnych emocji. Czułem dumę po tym, jak graliśmy z Chorwacją u nas i Portugalią na wyjeździe, jednak w obu meczach trwało to po 45 minut. Szkoda, że nie udało się utrzymać takiej formy przez całe spotkanie.
Co myślisz o nowym pokoleniu piłkarzy reprezentacji?
Na pewno potrzebują czasu, by "zaskoczyć" w kadrze, choć w reprezentacji nigdy go nie ma. Jest tylko kilka meczów w roku, kilka treningów na zgrupowaniu. W takich warunkach trudno eksperymentować. Drużyna się zmieniła. Zawodnicy, którzy dziś występują w pierwszym składzie, wchodzili do kadry, gdy ja w niej grałem.
ZOBACZ WIDEO: Połączenie akrobatyki z futbolem. Takie gole to rzadkość
A jak oceniasz potencjał tej grupy zawodników?
Umiejętności mają, ale zawsze podkreślałem: gry w reprezentacji trzeba się nauczyć. W kadrze kluczowe jest, by udźwignąć presję i potrafić z nią funkcjonować. Występy w klubie i reprezentacji to dwie inne rzeczy. Nie ma czasu na błędy i większą analizę. Na przykład Nikola Zalewski potrafi grać w reprezentacji. W Romie nie zawsze mu szło, ostatnio mało grał, ale przyjeżdżał na kadrę i był naszym najlepszym zawodnikiem. Ja miałem podobnie. Dla mnie sam pobyt w drużynie narodowej był czymś wyjątkowym, najważniejszym. Nikola stał się jednym z liderów kadry, ciągnie drużynę. To też zasługa trenera Probierza, bo potrafił na niego wpłynąć. Bardzo dobry piłkarz i fajny chłopak, lubię go.
Takiego podejścia można się nauczyć?
Trzeba mieć odpowiedni charakter, ale czas też jest potrzebny. Robert Lewandowski jest liderem, pomaga młodszym, żeby czuli się pewniej. Życzę mu, by wprowadził kadrę na mundial.
A jak porównasz nowe pokolenie piłkarzy z twoimi czasami?
Ja się zawsze odnajdowałem w towarzystwie młodych graczy, mieliśmy dobry kontakt. Dziś rodzą się po prostu inne charaktery, dlatego później cała grupa funkcjonuje inaczej. Teraz częściej spędza się czas w pokojach. Młodzi lubią grać w PlayStation, oglądać Netflixa, korzystać z aplikacji w telefonach. Moje pokolenie miało inne przyzwyczajenia. Siedzieliśmy wspólnie, rozmawialiśmy o życiu, o piłce. Jeśli był czas i miejsce, to potrafiliśmy się bawić. Budowaliśmy ze sobą relacje i później na boisku jeden szedł za drugiego w ogień. Jak to się mówi: młodzi mają dziś swój świat, swoje zachowania.
Karierę w kadrze zakończyłeś po mistrzostwach Europy w Niemczech. Myślałeś od tamtego momentu, że może za szybko podjąłeś taką decyzję?
Równie dobrze mogę się zastanawiać, czy nie wróciłem za szybko do polskiej ekstraklasy, bo przez trzy lata należę do wyróżniających się zawodników tej ligi. Ale tak nie powiem. Wróciłem do Szczecina, bo chciałem być szczęśliwy. Znalazłem się w domu, w klubie, w którym się wychowywałem. Występy dla Pogoni sprawiają mi radość. Z kadrą było podobnie.
Do momentu, w którym grałem, byłem szczęśliwy. Ale w ostatnich latach moja rola się zmieniła. Byłem bo byłem, bo zasługiwałem, ale nie decydowałem o losach meczów. Jestem takim człowiekiem, że jeśli nie układa się coś o co walczę, to wyciągam wnioski.
Selekcjonerzy zmienili ustawienie, przeszli na wahadłowych. Dla mnie brakowało miejsca. Szanowałem to. Jestem w dobrych relacjach z byłymi trenerami. Wiem jednak, że mogłem dać reprezentacji dużo więcej, ale nie byłem wykorzystywany.
Na boisko wchodziłeś najczęściej w końcówkach meczów.
I trudno w ciągu dziesięciu lub piętnastu minut coś pokazać. Czasem zrobisz dwie akcje i jest dobrze, a czasem zero. Tak jak wcześniej powiedziałem - cieszę się, że dojrzałem do decyzji o zakończeniu kariery w kadrze. Nie marudzę, nie narzekam i się nie obrażam. Znam swoją wartość i poczułem, że nadszedł moment, by odejść. Zwłaszcza, jeśli już nie chciano na mnie stawiać. Za dużo zrobiłem dla kadry, by na koniec godzić się z każdą rolą.
Ale oczywiście - jak człowiek jest w gazie, regularnie gra... Ja też interesuje się piłką i widzę, jacy piłkarze występują na mojej pozycji. Szczerze, dalej nie widzę lepszych. Nie oznacza to jednak, że mam z tym problem. Trzymam kciuki za chłopaków.
W czerwcu masz się oficjalnie pożegnać z reprezentacją, na boisku, w spotkaniu towarzyskim z Mołdawią.
Nie ma jeszcze oficjalnej decyzji. Na razie mówi się o tym w kuluarach. Zawsze podkreślałem, że chciałbym pożegnać się z kibicami na stadionie i podziękować im za lata wsparcia. Marzyłem, by zrobić to na Stadionie Narodowym, ale jeśli stanie się to na innym stadionie szczególnym dla reprezentacji, to również będę szczęśliwy.
Ale z kadrą gwiazd Brazylii na pewno zagrasz.
Trener Adam Nawałka dzwonił, zapraszał. Mówił, że będzie pełen profesjonalizm, czyli kucharz, fizjoterapeuta, trawa podcięta co do milimetra na treningu. Wszystko dopieszczone, zapięte na ostatni guzik, jak to u trenera Nawałki. Fajnie będzie się spotkać z kolegami, z którymi tyle lat grałem w reprezentacji i osiągnęliśmy sukcesy. Mam nadzieję, że kibice też przyjdą. Dla mnie dużym przeżyciem będzie również spotkanie się na boisku z Ronaldinho. Zawsze bardzo lubiłem oglądać jego styl gry, w którym była radość, finezja, uśmiech. W swoich najlepszych czasach Ronaldinho był jedynką na całym świecie.
Ale wcześniej jeszcze walka z Pogonią o Puchar Polski i właśnie - co dalej, o ligowe podium?
Zobaczymy. Po przerwie reprezentacyjnej gramy z Legią, mamy szansę jej odskoczyć. Później czekają nas spotkania z Rakowem i Jagiellonią. Bardziej myślimy o każdym najbliższym spotkaniu. Za chwilę mierzymy się z Puszczą Niepołomice na ich terenie w półfinale Pucharu Polski. To dla nas kluczowy mecz.
Siedzi wam jeszcze w głowie porażka z poprzedniego finału z Wisłą Kraków po dogrywce?
Negatywne emocje trochę odeszły, ale przed każdym meczem w Pucharze Polski mamy świadomość, co stało się w zeszłym roku, jak zawiedliśmy i to też nas motywuje. W tej edycji pucharu tylko mecz w Rzeszowie poszedł w miarę gładko. Z Zagłębiem był horror, z Odrą Opole i Piastem mieliśmy dogrywki. Straszne emocje. Zrobimy wszystko, by wrócić na Stadion Narodowy. Znamy ten smak i drogę. Najważniejsze, że mamy szansę się zrewanżować. Kibice też nas świetnie wspierają, od początku sezonu. Czuli złość, ale dalej w nas wierzyli i dopingowali. Zdobycie pucharu to także ich marzenie.
Długo podnosiłeś się po tamtym finale?
Myślę, że dopiero teraz, w tej rundzie, poczułem swobodę na boisku. Wróciła pewność siebie. Na pewno nie byłem sobą na jesieni. Tamten finał strasznie mnie zranił, to była moja największa porażka w karierze. Przegrałem kiedyś finał Pucharu Francji ze Stade Rennes, ale skala emocji była nieporównywalna. Szczecin to moje miasto, mój klub, jestem kapitanem Pogoni. Chciałem, żeby drużyna w końcu coś zdobyła. Nie mogłem się z tym pogodzić. Zwykłe pytania kibiców na ulicy, typu: "Kamil, co się tam stało?", kompletnie mnie rozbrajały. Bo co miałem powiedzieć... Wiem, że w finale zawiodłem. Może przegrałem go w głowie?
Jesteś w tym wszystkim mocno samokrytyczny.
Myślę, że potrafię przyznać się do błędu. Ale ten rozdział już zamknąłem. Jestem szczęściarzem, że mogę naprawić tamten mecz. Szanujemy Puszczę, dotarli do półfinału tak samo, jak my. To będzie bardzo trudne spotkanie.
Wyjaśniła się w końcu kwestia nowego właściciela Pogoni. Odetchnęliście z ulgą?
Wszystko wskazuje na to że będzie stabilnie, szykuje się spokojniejszy czas dla kibiców, ale za słowami muszą pójść czyny. Na razie spływają zaległe pieniądze, kolejne daty przelewów są ustalone. Zaczyna świecić słońce nad Pogonią. Poznałem w styczniu pana Alexa Haditaghiego (nowy właściciel - red.) i poczułem od niego pozytywną energię - nastawienie, że chce zrobić coś dobrego dla drużyny. Negocjacje się komplikowały, ale dopiął swego. Wierzę, że wprowadzi Pogoń na wyższy poziom.
Ostatnio w mediach społecznościowych opublikowałeś swoje przerobione zdjęcie, gdy jesteś już siwym emerytem, ale dalej grasz w barwach Pogoni. Tak będzie?
Zapowiadałem, że będę grał dopóki nie zdobędę z Pogonią trofeum. Ale to prawda - na razie jest zdrowie, mam radość z piłki i nie myślę o zakończeniu kariery. Gdy już to zrobię, mam taki plan, by odwiedzić swoje byłe kluby, w których występowałem, na przykład Hull City i Stade Rennes. Pójdę na trybuny, na mecz i spotkam się z kibicami.
Zostałeś niedawno wybrany drugim najlepszym transferem Hull City w ostatnich dziesięciu latach.
Pewnie polscy kibice głosowali, dużo ich tam mieszka, choć Anglicy też mnie jeszcze pamiętają. Przeżyłem w Hull fajny okres, mogłem zagrać w Premier League. Miło wspominam ten klub.
A twój kolega z czasów Stade Rennes robi ostatnio furorę w PSG.
To, co gra w tym sezonie Ousmane Dembele, to jest majstersztyk. Nadszedł jego czas. On musi być w klubie "jedynką", gwiazdą. Wtedy spisuje się najlepiej. Tak było w Rennes, choć był przecież bardzo młody. Wcześniej miał obok siebie Kyliana Mbappe, w Barcelonie inne gwiazdy. A teraz stał się prawdziwym liderem PSG. Zawsze mówiłem, że jest kozakiem. Dojrzał, ma doświadczenie. Pewnie powalczy o Złotą Piłkę.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty