Mateusz Święcicki: Regularne występy w 2015 roku wystarczyły, by dziennikarze we Włoszech zaczęli spekulować na temat twojego transferu do Fiorentiny. Latem przeniesiesz się do Florencji?
Piotr Zieliński: Z moim menedżerem nikt się nie kontaktował. Czyli nie ma tematu. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest to, że wrócę do Udinese. Prezydent klubu powiedział mi ostatnio, że jest bardzo zadowolony z postępów jakie zrobiłem w Empoli. Z kolei tutaj już zadeklarowali, że chcą mnie w nadchodzącym sezonie. Po poprzednim koszmarnym roku to wspaniałe wiadomości.
[ad=rectangle]
W Udine żałują, że cię wypożyczyli?
- I tak i nie. Rozwijam się w Empoli. Dojrzewam piłkarsko. W Serie A młodzi piłkarze potrzebują więcej czasu, by regularnie grać. To nie jest łatwa liga dla zawodników w moim wieku i na mojej pozycji. Ja wystrzeliłem w wieku 18 lat, zbierałem mnóstwo pochwał, zaczęto mówić, że jestem drugim Antonio Di Natale. Czułem się znakomicie. Tyle, że w kolejnym sezonie rozegrałem ledwie 157 minut. To był dramat, ale i ważna lekcja. Dziś w Udinese nie ma wielu piłkarzy o takim profilu jak ja. Jeszcze rok temu konkurencja w ofensywie była tam zdecydowanie większa. Sprzedali Muriela do Sampdorii, do Juventusu odszedł Pereyra. Koledzy z Udine, z którymi utrzymuję kontakt mówią mi: do zobaczenia latem na obozie przygotowawczym.
Empoli w styczniu pozyskało z Milanu środkowego pomocnika Riccardo Saponarę. Nie odebrałeś tego jako votum nieufności wobec ciebie?
- Kilka osób powiedziało mi wtedy: pakuj mandżur i zjeżdżaj stąd, bo i tak nie będziesz grał. Nie przejąłem się tym i zacząłem trenować jeszcze mocniej. Dziś w gierkach przed meczami trener niemal zawsze ustawia mnie w jedenastce, która rozpoczyna spotkania w Serie A. Oczywiście nie zawsze wychodzę od pierwszej minuty, ale to naturalne. Mam silną konkurencję w środku pola.
Trener Maurizio Sarri pytany o ciebie zawsze mówi wyłącznie pozytywnie. Jesteś jego ulubionym piłkarzem?
- Śmieją się ze mnie, że jestem synkiem trenera. Odczuwam jego dowody sympatii. Często razem żartujemy, rozmawiamy w cztery oczy. Trener bardzo mnie motywuje, ale tłumaczy, że musi gospodarować moimi siłami. Bo ja najchętniej grałbym od pierwszej do ostatniej minuty. Mam też to szczęście, że spotykam w klubach znakomitych doświadczonych napastników. W Udinese był nim Antonio Di Natale, w Empoli jest nim Massimo Maccarone. Sporo uczę się od niego. Ma mnóstwo cierpliwości dla młodych piłkarzy. Jest człowiekiem z wielka klasą.
W Empoli zacząłeś występować również na pozycji środkowego pomocnika, typowej ósemki. Wcześniej kibice widzieli cię w akcji jako zawodnika ustawionego tuż za napastnikami. W której roli czujesz się lepiej?
- Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym, że wyłącznie na tej drugiej, ale w Empoli uczę się nowej pozycji i wszechstronności. Nie mogę ograniczać się wyłącznie do jednego miejsca na boisku. Do końca sezonu pewnie nie raz jeszcze wystąpię jako środkowy pomocnik. I bardzo chciałbym wreszcie strzelić gola. Wkurza mnie to, że mam puste konto. W meczu z Sassuolo było blisko, trafiłem w poprzeczkę, ale muszę w końcu się przełamać i zdobyć bramkę.
Adam Nawałka bardzo wierzy w ciebie. Powołanie na mecz eliminacyjny z Irlandią zapewne otrzymasz.
- Selekcjoner dzwonił do mnie wczoraj. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Wcześniej widział z trybun mój mecz z Sampdorią, w którym zagrałem dobrze. Na inne spotkanie wysłał swojego asystenta. Mam ambicje, by zaistnieć w kadrze, być ważną częścią tej reprezentacji. To dobry okres w mojej karierze. Odżyłem.