Podbeskidzie Bielsko-Biała przed starciem z Cracovią w ligowej tabeli zajmowało szóstą pozycję i to właśnie Górale uznawani byli za faworyta starcia z walczącymi o utrzymanie w elicie krakowianami. Mecz pomiędzy tymi drużynami nie był porywającym widowiskiem, oba zespoły grały niedokładnie i miały problemy z konstruowaniem groźnych sytuacji bramkowych.
[ad=rectangle]
Wynik meczu w 64. minucie otworzył Miroslav Covilo, który wykorzystał błąd Michala Peskovicia. Stracona bramka sprawiła, że Górale musieli gonić wynik, a do wyrównania udało im się doprowadzić w 79. minucie, kiedy to rzut karny na bramkę zamienił Maciej Iwański. - To był błąd i tak po prostu czasami jest. Raz bramkarz wybroni i wtedy jest bohaterem, a innym razem popełni błąd. Wszyscy za to odpowiadamy, wszyscy razem przegrywamy i wygrywamy - ocenił trener Podbeskidzia, Leszek Ojrzyński.
Patrząc na przebieg pojedynku, remis jest sprawiedliwym rozstrzygnięciem, z którego bardziej zadowoleni są jednak gospodarze. - Był to dla nas trudny mecz, może nie za piękny, ale tak jak mówiliśmy - te pierwsze mecze mogą tak wyglądać. Liczyliśmy, że w końcówce spotkania skorygujemy pewne rzeczy i przyciśniemy. Chcieliśmy przede wszystkim zagrać na zero z tyłu, ale nam się to nie udało. Po błędzie straciliśmy bramkę i musieliśmy gonić wynik. Chwała chłopakom, że doprowadzili do remisu. Zrealizowaliśmy powiedzenie o tym, że jak się nie uda wygrać meczu, to trzeba zrobić wszystko, by go zremisować. Ten remis szanujemy - powiedział Ojrzyński.
Mecz w Bielsku-Białej oglądała na żywo rekordowa liczba widzów w historii występów Górali w najwyższej klasie rozgrywkowej. Spowodowane było to otwarciem trybuny od ulicy Żywieckiej, co znacznie zwiększyło pojemność stadionu. - Kibice pomagali nam w końcówce. Było z naszej strony oblężenie bramki gości, ale się nie udało strzelić bramki. Mieliśmy dużo stałych fragmentów, było blisko, ale to było za mało aby zdobyć drugą bramkę i wygrać - stwierdził Ojrzyński.
Górale w starciu przeciwko Cracovii musieli sobie radzić osłabieni brakiem Tomasza Górkiewicza, Bartosza Śpiączki i Piotra Malinowskiego. W związku z tym trener Podbeskidzia zmuszony był na zastosowanie nie do końca sprawdzonych rozwiązań taktycznych, które niezupełnie były realizowane przez zawodników. - Dużo czynników się na to złożyło i to wyglądało nie do końca tak, jakbyśmy chcieli. Nie realizowaliśmy założeń, powinniśmy częściej zmieniać ciężar gry. Za mało w pierwszej połowie było akcji, po których Sokołowski czy Tomasik oddawali strzały, bo oni mieli grać ofensywnie. Trójka z przodu także była za mało aktywna. Były momenty, gdzie byliśmy blisko. Patejuk miał szanse, ale tracił piłkę - argumentował szkoleniowiec Górali.