W obu spotkaniach bronił Jerzy Dudek. Nie jest oskarżany o utratę chociażby jednego gola, ale sześć straconych bramek chluby nie przynosi. - Żadnego gola nie zawaliłem, ale też cudu między słupkami nie dokonałem. Nie uratowałem kolegów, nie pociągnąłem do zwycięstwa. Ale tak to jest, gdy brakuje ciągłości w grze. Trening nie zastąpi meczu. Haruję jak wół, w szczytowej formie być jednak nie mogę - przyznał w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
- Zagraliśmy źle, ale też trudno powiedzieć, że włożyliśmy w grę całe serce. Gdybyśmy byli skoncentrowani i zdeterminowani na 100 proc, to nieszczęście by się nie stało. A tak przeżyłem najgorszy dzień, odkąd jestem w Realu. Gorszy niż ten, kiedy w ubiegłym sezonie odpadaliśmy z Champions League w 1/8 finału. Wtedy ulegliśmy przynajmniej Romie, drużynie europejskiej klasy. A teraz? W tym sezonie popełniamy bardzo dużo błędów w defensywie. Boczni obrońcy biegną do przodu, nie wracają na czas. Tracimy masę bramek: we wszystkich rozgrywkach aż 32. A jeszcze szczęście się od nas odwróciło - ocenił Dudek.