Mateusz Dębowicz: To zwycięstwo było wam chyba bardzo potrzebne. Przed meczem atmosfera byłą gęsta, a tak choć na chwilę możecie zapomnieć o problemach.
Marcel Surowiak: Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że na bok odkładamy wszystko to, co dzieje się w klubie. Powiedzieliśmy, że idziemy na boisko, walczymy o trzy punkty, że chcemy udowodnić wszystkim, że zasługujemy na wypłaty, premie i na to, co nam się należy. Oczywiście liczyliśmy też punkty, bo wszyscy wiedzą, jaka jest sytuacja w tabeli i były nam one potrzebne, żeby mieć tą zimę choć trochę spokojną.
To zwycięstwo poprawi na dłuższą metę tą atmosferę czy jutro znowu wrócicie do szarej rzeczywistości?
- O to częściowo trzeba zapytać zarząd. Ja mogę powiedzieć, że na boisku zrobiliśmy tyle, że punktowo w tabeli daje to w miarę spokojną zimę. A to czy sprzedany będzie Zakrzów, czy pojawi się nowy sponsor to są już rzeczy, o które należy pytać u góry.
Ostatnio odnieśliście trzy porażki z rzędu, jednak wielu kibiców twierdziło doceniało wasza zaangażowanie mimo trudnej sytuacji.
- W każdy mecz jesteśmy zaangażowani i wkładamy w niego maksimum swoich umiejętności. Każdy walczy. Na przykład ze Stalą Marcin Rogowski grał z dużymi bólami pleców. Przed meczem ledwie chodził. Ale wchodząc na boisko zapomina o tym, walczy, biega i dopiero schodzi. Z naszej strony pokazujemy, że jesteśmy fair.
Ostatnio pojawiły się informacje o jakiś zgrzytach w waszej szatni.
- Nie jest to prawda. Były wprawdzie jakieś słowne przepychanki, ale nic poważnego się nie stało. Tak jest w każdym klubie, zwłaszcza po trzech porażkach z rzędu. Wtedy mogą pojawić się jakieś pretensje, zwłaszcza w sytuacji, gdy w klubie od dawna nam nie płacą.
Gdzie w takich okolicznościach szuka się motywacji?
- Każdy gra, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Komuś wyjdzie dobry mecz, ktoś strzeli dwie bramki jak Filipowicz, a nóż widelec ktoś go zobaczy i pójdzie do wyższej ligi. Na boisku chcemy pokazać, że jesteśmy drużyną, a pojedyncze jednostki ja Filipowicz czy Rogowski potrafią coś do niej wnieść.
Jak zareagowaliście na decyzję Łukasza Ganowicza o rezygnacji z funkcji kapitana?
- Byliśmy troszeczkę zaskoczeni, bo nie wiemy do końca o co poszło. Łukasz mówił, że co chwila chodzi do góry i jest zwodzony za nos, że będą pieniążki, że taka jest decyzja, że taki jest termin. Mógł się zdenerwować, bo każdemu w takiej sytuacji mogły puścić nerwy. To jest jego decyzja, a my ją szanujemy.
Kto będzie jego następcą?
- Wybraliśmy między sobą, że kapitanem zostanie Marek Tracz. Jest tutaj najdłużej, jest najbardziej doświadczony i mu powierzyliśmy opaskę.
W takiej sytuacji zawsze mówi się o odejściach. Zimą opuścisz Odrę czy zostaniesz tu dłużej?
- Każdy myśli o przyszłości. Nikt nie wie co tu będzie. Jeżeli nic nie będzie, to każdy chce odejść, bo niektórzy mają rodziny, inni różne wydatki. Każdy chce sobie zabezpieczyć przyszłość i zarabiać jak inni zawodnicy.
Wierzycie w szatni, że coś się poprawi?
- Wierzymy. Można powiedzieć, że tak po cichu, ale wierzymy.
Przed wami Podbeskidzie tam też będziecie walczyć, żeby się pokazać?
- Jedziemy tam przede wszystkim, żeby się nie poddać. Chcemy uzyskać tam jakieś punkty, bo im więcej ich zdobędziemy tym będziemy mieli spokojniejszą zimę. Będziemy grać o zwycięstwo, a jeżeli nie będzie takiej możliwości to przynajmniej o remis. Podbeskidzie jest bardzo dobrym przeciwnikiem, będzie ciężko, ale się postaramy.