Benitez: Dwumecz ostatniej szansy?

Zaledwie trzy dni mają gracze FC Liverpoolu na to, aby podnieść się po sensacyjnej porażce w Pucharze Anglii. W środę będący w kryzysie The Reds spotkają się w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Interem Mediolan. Wyspiarscy krytycy uważają, że drużyna z Anfield Road powalczy nie tylko o awans do kolejnej fazy jedynych rozrywek, w których wciąż się liczą, ale być może także i o posadę swojego menedżera, Rafaela Beniteza.

Po mistrzostwie, po pucharze

Zapowiedzi Rafy Beniteza o tym, że w trzecim jego sezonie na Anfield zespół sięgnie po długo oczekiwany tytuł mistrza Anglii poszły już dawno nie niepamięć. Osiemnaście lat czeka ten wielki klub na ponowny sukces na krajowym podwórku. I poczeka sobie minimum kolejny rok, bowiem na dzień dzisiejszy Liverpool traci aż 19 punktów do lidera Premiership, Arsenalu Londyn, a jego fani modlą się o to, aby zajął choć czwartą lokatę, premiowaną występem w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.

Szalę goryczy przelała sobotnia prawdziwa klęska w FA Cup. Walkę o krajowy puchar wybił Czerwonym z głowy... drugoligowiec! Lokujący się w środku tabeli The Championship Barnsley sensacyjnie ograł murowanego faworyta i awansował do ćwierćfinału. Co ważne, zawodnicy Liverpoolu wcale nie prezentowali się tak źle, tyle że po raz setny zawiodła ich skuteczność. - Niedawno wałkowaliśmy ten sam temat: marnowanie sytuacji oraz fakt, iż graczem meczu z naszym udziałem zostaje bramkarz rywali. Ale znów robimy to samo... Dlatego jestem sfrustrowany - mówił po tej druzgocącej porażce Benitez dla oficjalnej strony klubowej.

Nieuzasadniona krytyka?

Hiszpańskiego szkoleniowca od dłuższego czasu z każdej strony atakują krytycy. Jego samego to jednak... dziwi. - Jestem tym zaskoczony. Odkąd tu przybyłem, wywalczyłem cztery trofea oraz byłem w siedmiu różnych finałach, w tym dwukrotnie w Lidze Mistrzów. Ilu menedżerów może pochwalić się podobnym dorobkiem w ciągu swoich pierwszych trzech czy czterech latach pracy w danym klubie? Nie da się wygrywać co roku... - broni samego siebie na łamach brytyjskiego magazynu The People. - Uważam, że znajdujemy się w naprawdę dobrej pozycji. Mamy młody skład, który dobrze rokuje na przyszłość - dodaje 57-letni menedżer, który nie cieszy się wsparciem ze strony nowych właścicieli klubu.

Odkąd Liverpool przejęli Amerykanie George Gillett i Tom Hicks sytuacja na linii trener-zarząd stała się bardzo napięta. Jeśli nie chodzi o pieniądze na transfery, to o spiskowanie za plecami. Angielskie media co rusz rozpisują się na temat odejścia byłego opiekuna Valencii. Niedawno świat obiegła informacja, jakoby "po słówku" z Gillettem i Hicksem był już Jurgen Klinsmann. Ostatecznie jednak Niemiec od czerwca obejmie zespół Bayernu Monachium.- To była dla mnie niemiła niespodzianka. Nie łatwo się pracuję, czując na sobie oddech potencjalnego następcy - komentował doniesienia Benitez. Sam zapewnia jednak, że dobrze żyje i pracuje mu się w mieście Beatlesów i nie zamierza go szybko opuścić. Ale nie brakuje takich, którzy sądzą, że o jego przyszłości zadecyduje dwumecz w Lidze Mistrzów z Interem Mediolan.

Gigamecze

Czy te dwa spotkania rzeczywiście okażą się ostatnie dla trenera rodem z półwyspu Iberyjskiego nie wiadomo, choć tak spekuluje również włoski dziennik Corriere dello Sport. Wiadomo za to na pewno, że to starcia ostatniej szansy dla piłkarzy Liverpoolu, którym pozostała już tylko walka o Champions League. Ale czy będący w kryzysie The Reds są w stanie w obecnej dyspozycji ograć mistrzów Włoch i aktualnego lidera Serie A? - To nie jest niemożliwe. Już udawało nam się to w przeszłości, więc czemu nie miałoby jeszcze raz? - pyta Rafa Benitez, pomimo że zaraz po losowaniu par 1/8 powiedział, że gorzej jego zespół trafić nie mógł.

Rąk, a właściwie nóg nie załamują także sami zawodnicy. - To będą gigamecze. Oglądałem już mecze Interu. Prezentuje fantastyczną piłkę. Jednak graliśmy już kilka razy z Milanem, więc znamy włoski styl. Inter ma dużo wspaniałych piłkarzy usposobionych bardzo ofensywnie, jednak mają pewien problem - nie strzelają wiele bramek - zauważa Jamie Carragher. Obrońca Liverpoolu zapomniał chyba jednak, iż jego zespół boryka się z tym samym kłopotem.

W czym upatrywać szans Liverpoolu? Na pewno w tym, iż Liga Mistrzów rządzi się swoimi prawami. The Reds będą zupełnie inaczej umotywowani do gry w tych prestiżowych rozgrywkach, tym bardziej, iż nic innego im nie pozostało. - Zawodnicy są skupieni na grze w Champions League. Nie wygramy już ligi ani krajowego pucharu, mimo tego nie czuję spoczywającej na nas presji - twierdzi szkoleniowiec Anglików. Sami piłkarze szansy upatrują natomiast w tym, że nie są faworytem. - Wiele już nas skreśliło. Może to i dobrze, ponieważ poprzednie nasze wielkie sukcesy, też zawsze były poprzedzone podobnymi wątpliwościami - mówi dla klubowej strony Steve Finnan, a Xabi Alonso dodaje: - Wierzymy w pokonanie Interu. Chcemy wygrać te rozgrywki po raz kolejny...

Komentarze (0)