Łęczyński zespół przegrał po raz pierwszy na własnym stadionie od sierpnia ubiegłego roku! W Wielką Sobotę zaprezentował się słabo i nie miał pomysłu na sforsowanie defensywy nieźle zorganizowanego przeciwnika. - Nie róbmy tragedii. Wiadomo, że było to ważne spotkanie. Przegraliśmy bitwę, ale wojna trwa dalej. Znamy swoją wartość i proszę w nas nie wątpić. Wierzcie w nas do końca, bo my mamy naprawdę bardzo dobrą drużynę i piętnaście meczów bez porażki to nie był przypadek. Mogę być pewny, że ta porażka jeszcze bardziej nas wzmocni - zapewnia Paweł Sasin.
O wyniku zadecydowały gole zdobyte przez PGE GKS Bełchatów w ciągu 180 sekund. Pierwszą bramkę goście strzelili w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, a tuż po przerwie zanotowali kolejne trafienie i kontrolowali obrót boiskowych wydarzeń, nie pozwalając Górnikowi na rozwinięcie skrzydeł. - Mamy na tyle doświadczony zespół, że musimy utrzymać remis do przerwy. Po przerwie chcieliśmy ruszyć, a padła druga bramka. Spotkanie ułożyło się bardzo dobrze dla rywali. Walczyliśmy, staraliśmy się do końca, ale to było za mało na drużynę z Bełchatowa - ocenia 30-letni piłkarz.
W sobotę padł w Łęcznej rekord frekwencji. Na trybunach zasiadło 3414 kibiców, czyli dwa razy więcej niż zazwyczaj. Choć postawa gospodarzy pozostawiała sporo do życzenia, to fani nieprzerwanie dopingowali ich do ostatniego gwizdka sędziego. - Chciałem podziękować tak licznie zgromadzonej publiczności za świetny doping do końca. Aż przyjemnie wychodzi się na boisko gdy jest tylu ludzi - podkreśla Sasin.