Reprezentant Polski juniorów zanotował swój piąty mecz w T-Mobile Ekstraklasie, ale po raz pierwszy wystąpił w takim wymiarze czasowym. W starciu z Podbeskidziem nastolatek na boisku przebywał przez ponad pół godziny. - Na początku było mi trochę ciężko, bo dość krótko się rozgrzewałem. Potrzebowałem chwili, żeby zaadoptować się do gry. Początki były dość nerwowe w moim wykonaniu, ale później myślę, że nie było już tak źle - mówi Dariusz Formella.
Jak się później okazało, były gracz Arki Gdynia odegrał ważną rolę w decydującej akcji spotkania. To po faulu na nim podyktowano rzut wolny w doliczonym czasie gry. - Cieszę się, że udało mi się wywalczyć ten rzut wolny, a Mati (Mateusz Możdżeń - przyp. red.) mógł pokazać na co go stać - przyznaje Formella, który dokładnie to chciał osiągnąć w ostatniej akcji meczu. - Kątem oka widziałem zawodnika Podbeskidzia, chciałem się tak ustawić, żeby on wbiegł i mnie sfaulował - dodaje.
W ten sposób Lech oszczędził kolejnego poważnego zawodu swoim fanom. - Z pewnością nie byłoby fajnie pracować przez kolejny tydzień po zremisowanym spotkaniu. Myślę, że w takim meczu trzeba było po prostu wygrać, a styl się nie liczył. Mieliśmy trudny moment, kiedy padła bramka na 1:1, a Podbeskidzie cofnęło się i broniło wyniku, ale pokazaliśmy, że warto walczyć - mówi Formella.
- Z perspektywy czasu wiadomo, że bramka, która pada w ostatniej minucie daje więcej, ale z perspektywy boiska nie można było być niczego pewnym. To zwycięstwo na pewno nas podbuduje - kończy.