- Nie da się ukryć, że spotkania wyjazdowe nie są naszą specjalnością. Jednak nie tylko to było przyczyną porażki w Poznaniu. W końcówce rundy prezentujemy gorszą dyspozycję, brakuje nam energii i polotu. U siebie potrafimy to pokazać, lecz w stolicy Wielkopolski byliśmy po prostu słabsi od rywala. Niezbyt dobrze przystosowaliśmy się też do warunków atmosferycznych i niestety przegraliśmy zasłużenie - przyznał Arkadiusz Głowacki.
W oczy rzucało się to, że ekipa Mariusza Rumaka zdominowała środek pola i była lepsza pod względem fizycznym. - Coś w tym jest, tym bardziej, że motoryka to podstawa. Przegrywaliśmy pojedynki indywidualne, dzięki czemu gospodarzom łatwiej było operować piłką. Staraliśmy się to jakoś zniwelować, ale w piątkowy wieczór niewiele nam wychodziło - dodał.
Biała Gwiazda nie siliła się na kombinacyjne rozgrywanie akcji. Bazowała raczej na długich podaniach do Pawła Brożka. Sęk w tym, że nie dawało to żadnych efektów. - Nie chcieliśmy w tych trudnych warunkach podejmować zbyt dużego ryzyka, próbowaliśmy przenieść ciężar gry jak najdalej od własnej bramki. Tylko tym było to spowodowane - wyjaśnił doświadczony defensor.
Wisła zaczęła sezon dużo powyżej oczekiwań, ale jednocześnie sporo mówiło się o konieczności wzmocnienia zespołu. Czy w końcówce roku te niedostatki nie odbijają się krakowianom czkawką? - Nasza forma na pewno jest słabsza niż kilka miesięcy temu. Do tego dochodzi niemoc na wyjazdach. Dwa ostatnie mecze dość mocno sprowadziły nas na ziemię. Nie możemy się jednak załamywać. Potentatem nie jesteśmy i stąpamy po ziemi bardzo twardo. Próbujemy gromadzić jak najwięcej punktów, choć wychodzi nam to głównie u siebie - zakończył Głowacki.