Arkadiusz Głowacki: Udało się, choć nadzieja gasła

- To była sytuacja z serii niemożliwych, ale on jest takim snajperem, który z niczego potrafi zrobić coś - mówi o zwycięskim golu Pawła Brożka z Koroną Kielce kapitan Wisły Kraków [tag=1121]Arkadiusz Głowacki[/tag].

Biała Gwiazda była zespołem lepszym od Korony, ale na zwycięską bramkę musiała czekać aż do 87. minuty, kiedy Paweł Brożek wykorzystał dośrodkowanie Łukasza Garguły z rzutu wolnego.

- Ten mecz miał różne momenty, ale od początku do końca parliśmy do przodu po trzy punkty. Udało się w chwili, gdy nadzieja była już coraz mniejsza. Takie zwycięstwa smakują najlepiej - mówi Głowacki.

- Walki było dużo. Może czasem za dużo, ale jeśli chce się wygrywać, to tak musi to wyglądać. Dla nas innej drogi nie ma. Musimy dobrze grać w piłkę, ale jeśli nie będziemy wkładać w to maksimum zaangażowania i serca, to ciężko będzie o jakiekolwiek punkty - dodaje "Głowa".

Wisła Kraków - Korona Kielce (1:0):
[wrzuta=8f1irNadbkV,mmkk07]

Duet Brożek - Garguła zdobył w tym sezonie dla Wisły 12 bramek (7 plus 5), a do tego zanotował 9 asyst (3 plus 6). - Jeśli zawodnicy mają jakość, to mogą z siebie czerpać. Paweł żyje z podań Łukasza, a Łukasz żyje z tego, że Paweł je wykorzystuje. Ale są też inni zawodnicy, którzy również potrafią dograć piłkę albo strzelić gola - zastrzega Głowacki.

- Od początku do końca było widać, że chcemy wygrać. Od początku do końca walczyliśmy, goniliśmy wynik i cieszymy się, że się udało. Wyciągnęliśmy wnioski po poprzednich meczach i to jest duży plus. Mieliśmy zagrać agresywnie, mądrze i bardzo chcieliśmy wygrać. Może gdybyśmy wcześniej strzelili bramkę, to ten mecz potoczyłby się inaczej i byłoby nam łatwiej? Mecz trwa jednak 90 minut i czasem do 90. minuty trzeba czekać na gola - komentuje Garguła.

Rozgrywający Białej Gwiazdy sam mógł wpisać się na listę strzelców, ale w I połowie najpierw uderzył z bliska nad poprzeczką bramki Korony, a po chwili "zagłówkował" wprost w Zbigniewa Małkowskiego. Tuż po przerwie natomiast z rzutu wolnego ostemplował poprzeczkę kielczan.

- Najpierw źle sobie przyjąłem piłkę i próbowałem ułożyć ją sobie do strzału. Z głowy uderzyłem zbyt lekko, żeby zaskoczyć bramkarza. Szkoda tego wolnego, ale najważniejsze, że potem Paweł znalazł się tam, gdzie powinien, wykończył akcję i zdobyliśmy cenne trzy punkty - puentuje "Guła".

Źródło artykułu: