Niezniszczalny Edi Andradina kończy karierę

Paweł Golański nazywa Brazylijczyka niezniszczalnym. Nietuzinkowy, prawie czterdziestoletni Edi zapisał w polskim futbolu piękną kartę, którą przypominamy.

Edi Andradina urodził się 13 września 1974, kilka miesięcy po dniu, w którym Pele zakończył karierę piłkarską oraz kilkadziesiąt dni po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw świata przez orły Kazimierza Górskiego. Polska stała się jego domem trzy dekady później. Pele wręczał mu koszulkę pierwszego poważnego klubu - Santosu, następnie na jego cześć Edi nazwał swojego... kota. Na marginesie - pies wabi się Zico.

Przydomek Andradina wziął się od nazwy miasta, z którego pochodzi. Nie wymyślił go sam, nadał mu go trener z zupełnie prozaicznego powodu - Carlosów było zbyt wielu. Wyjechał z rodzinnego domu jako 14-latek, w wieku 22 lat trafił do Santosu. Nie został tam na długo, zagrał w kilkunastu meczach, strzelił jedną bramkę innemu znanemu zespołowi - Flamengo Rio de Janeiro. W równie wielkim i rozpoznawanym w świecie klubie już nie występował.

Czy miał szansę? Po kilku następnych sezonach otrzymał propozycję z FC Kaiserslautern, czym mógł sobie otworzyć drzwi do większego futbolu. Stwierdził jednak, że liga japońska wcale nie jest słabsza od Bundesligi i wybrał kierunek wschodni. Ponoć nie żałował.

Numer "5" na koszulce Pogoni Szczecin jest od teraz zastrzeżony
Numer "5" na koszulce Pogoni Szczecin jest od teraz zastrzeżony

Przed przygodą w Japonii występował w rosyjskim Arseniale Tuła. W sezonie 1998 został królem strzelców II ligi rosyjskiej, grywał regularnie. Z każdego zagranicznego wojażu wywoził piłkarskie wspomnienia i znajomość języka. Potrafi dogadać się po rosyjsku, portugalsku, hiszpańsku i - co nieoczekiwanie przydało się w przyszłości - japońsku. Po polsku radzi sobie dobrze. Może nie na miarę Vuka Sotirovicia, który niegdyś zrobił w Szczecinie furorę płynną polszczyzną, ale nie od dziś wiadomo, że Słowianom nauka języka idzie szybciej niż np. Latynosom.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Edi Andradina reprezentował w Japonii barwy Gamby Osaka, Oity Trinita, Albirexu Nigata oraz Consadole Sapporo. Z krótką przerwą spędził w tym kraju trzy lata, strzelił ponad 50 goli, także w J-League. Po tym okresie wrócił do Brazylii, ale nie bardzo potrafił się tam na nowo zaaklimatyzować. Stwierdził nawet, że było tam za gorąco, odzwyczaił się od tamtejszego stylu życia. Kupił ziemię i stada krów, z czasem wszystko sprzedał. Postanowił związać się z Polską.
[nextpage]Do Pogoni Szczecin ściągnął go Antoni Ptak, jeszcze zanim wpadł na pomysł budowania komicznego zespołu złożonego z samych Brazylijczyków. W 2005 roku o sile Portowców decydowali Przemysław Kaźmierczak, Rafał Grzelak i Claudio Milar. Duet Edi - Milar na długo zapadł w pamięć i z perspektywy czasu można mieć wrażenie, że mógł ugrać dla Pogoni jeszcze więcej niż ugrał.

Edi trafił do Polski po trzydziestce, mając za sobą kilka lat zagranicznych wojaży. Z dystansem podchodził do projektu brazylijskiej Pogoni. Twierdził, że nie da się z dnia na dzień wyciągnąć kilkunastu ludzi z jednej do drugiej rzeczywistości i zrobić z nich dobrze funkcjonujący kolektyw. Miał rację. W drużynie było dwóch Brazylijczyków posługujących się językiem polskim - Julcimar Conceicao de Souza oraz "Edek". Ten drugi nie dał się skoszarować w Gutowie Małym, wynajmował mieszkanie w Łodzi.

Pogoń w 2007 roku spektakularnie zleciała z ligi. Rozpoczął się proces odbudowania szczecińskiego klubu. Edi przeniósł się do Korony Kielce i pozostał tam cztery lata. To dla niego ostatni "nowy" zespół w karierze, w którym równie szybko został gwiazdą. Powrócił z Koroną do ekstraklasy, zbierał indywidualne wyróżnienia, stał się najskuteczniejszym stranieri, jaki kiedykolwiek grał w polskiej lidze. Łącznie "Edziu" zagrał w 181 meczach ekstraklasy, strzelił w niej 45 goli, a ogółem na polskich boiskach prawie 70.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

- Czuję się w Kielcach dobrze, jestem szczęśliwy - mówił, a potwierdzeniem tego było przedłużenie wygasającego kontraktu. Został kapitanem zespołu, żegnano go z żalem, gdy postanowił wrócić do swojego polskiego domu - Szczecina. - Będę nadal grać w piłkę, ale mam już swoje lata i czuję, że nie mogę dać wiele Koronie Kielce - tłumaczył.

Edi poznał w Kielcach Marcina Sasala, czyli trenera, z którym powtórnie przywędrował do Pogoni Szczecin. Nie miał już dawnej motoryki, wydolności, ale nadal czarował techniką i potrafił jednym zagraniem odwrócić losy meczu. Pod niego była ustawiana gra drużyny na zapleczu ekstraklasy. - Nie będę grać jednocześnie Edim Andradiną i Danielem Wólkiewiczem - wyjawił swego czasu Sasal. - Wólek zapomina o obronie po ataku, a ktoś musi biegać ze Edka, który przecież też nie będzie wracać - dodał na potwierdzenie porzekadła, że w mocnym zespole muszą być ci od grania na fortepianie i ci, którzy będą ten fortepian nosić.
[nextpage]

Sasal oraz Edi zrobili w Szczecinie dobrą rundę jesienną, która w ostatecznym rozrachunku przyniosła Pogoni największą liczbę punktów potrzebnych do awansu. Sasala nie wszyscy akceptowali, był nieraz obiektem niesprawiedliwych ataków, z kolei Andradina znów stał się ulubieńcem i często słyszał swoje imię oraz przydomek z trybun.

Także w T-Mobile Ekstraklasie Andradina miał warte zapamiętania momenty. To on strzelił KGHM Zagłębiu Lubin pierwszego gola poprzedniego sezonu. Wpisał się do klubowych ksiąg jako autor 1300. gola dla Pogoni w ekstraklasie. Dopiero po zamianie Artura Skowronka na Dariusza Wdowczyka był stopniowo odsuwany. Wcześniej zdecydował się na zmianę w swoim kontrakcie, gdzie opcję dwa lata piłkarza i trzy lata skauta zamienił na wariant 3+2.

- Po długich rozmowach z prezesami podjąłem szybką decyzję. Dostałem zapewnienie, że nawet jeśli nie będę w stanie grać 90 minut, to jestem ważną osobą dla zespołu i szatni. Pokazali mi jak duże znaczenie ma Edi dla Pogoni i postanowiłem pograć jeszcze rok. Nie boję się piłkarskiej emerytury. Wiadomo, że zmiana dla każdego zawodnika jest trudna, ale rok nie jest dużą różnicą - wyjaśniał pomocnik.

Po rundzie jesiennej mówi jednak: stop! Powtarzające się urazy oddalały Ediego od jedenastki, a gdy już pojawił się na placu w meczu z Górnikiem Zabrze - po zaledwie trzech minutach popełnił juniorski błąd i musiał ratować się faulem na czerwoną kartkę. Teraz nadszedł czas na młodszych z Takafumim Akahoshim na czele.

"Aka" jest nieprzypadkowo nazywany następcą Ediego. Brazylijczyk z przeszłością w ligach japońskich wprowadzał Akahoshiego do zespołu, na treningach często ćwiczyli w dwójkach. Zadania, które innym zawodnikom sprawiały trudność wykonywali z dziecinną łatwością i śmiechem.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Najstarszy piłkarz ekstraklasy (39 lat) wiesza buty na kołku. Teraz skupi się na obowiązkach trenera i skauta. Recepta na piłkarską długowieczność? Solidna ilość snu i mała ilość alkoholu. A gdyby nie został piłkarzem? - Zostałbym kierowcą autobusu jak mój ojciec – zdradził Edi. Dla atrakcyjności polskiego futbolu lepiej jednak, że wielki fan motoryzacji poszedł drogą sportowca.

Źródło artykułu: