Chelsea Londyn rywalizację w Lidze Mistrzów rozpoczęła od zaskakującej porażki z FC Basel na własnym terenie, ale w 2. kolejce z łatwością pokonała w Bukareszcie Steauę. Zwycięstwo nad mistrzem Rumunii poprawiło położenie Niebieskich, ale na czele tabeli z kompletem punktów znajduje się Schalke 04 Gelsenkirchen, zaś tyle samo "oczek" co przedstawiciel Premier League mają Szwajcarzy.
W 3. i 4. kolejce ekipę Jose Mourinho czekają pojedynki z Schalke. Niemcy grają w kratkę i borykają się z poważnymi problemami kadrowymi, ale nie oznacza to, że Chelsea na Veltins-Arena będzie mieć łatwą przeprawę. - Rywalom brakuje kilku ważnych graczy, jednak to samo dotyczy naszej drużyny. Jako przykład mogę wskazać Ashleya Cole'a, który nie zagra. Drużyna to jedność, a nie 11 indywidualności. Poza tym - jaka jest różnica miedzy Farfanem a Clemensem czy Meyerem albo między Hoegerem a Neustaedterem? Schalke to dobry zespół - przekonuje Portugalczyk, wykazując się znajomością składu przeciwnika.
- Nie sądzę, by nadszedł już czas, aby musieć używać kalkulatora i liczyć na nim punkty niezbędne do awansu. Taka pora najpewniej będzie mieć miejsce przed piątą serią gier, a póki co można skupić się na graniu, odnoszeniu zwycięstw i niegubieniu punktów. Co istotne, możemy pozwolić sobie na występ bez presji kalkulatora. Przegraliśmy na inaugurację u siebie, ale potem wygraliśmy na wyjeździe, więc nie ma powodów do paniki - uspokaja "The Special One.
W ostatnich tygodniach na coraz ważniejszą postać Chelsea wyrasta Andre Schuerrle, który jeszcze w poprzednim sezonie rywalizował na stadionach Bundesligi. Czy poprowadzi Chelsea do zwycięstwa nad Schalke? - Potrzebuje jeszcze trochę czasu, by przystosować się do nowej ligi i innego stylu gry, ale z pewnością jest to dobry piłkarz, który chętnie pracuje i się uczy. Pokładamy w nim nadzieję i cieszymy, że udało nam się sprowadzić takiego gracza - mówi Mourinho.
Podczas konferencji prasowej w Niemczech "Mou" był pytany nie tylko o wtorkowy mecz, ale też o kuriozalną sytuację z piątkowego pojedynku Bundesligi, w którym sędzia uznał gola, mimo że piłka wpadła do bramki przez... dziurę w siatce. Portugalczyk nie ukrywał zaskoczenia tym, iż strzał Stefana Kiesslinga zaliczono jako gola dla Bayeru. - Rozgrywki Bundesligi odbywają się w kraju, w którym nie ma żadnych problemów finansowych. Można bez trudu zainwestować miliony i nie rozumiem, dlaczego nie funkcjonuje tutaj jeszcze technnologia goal-line. Gdybyśmy byli w Portugalii albo Grecji, powiedziałbym "nie ma szans", ale jesteśmy w Niemczech - skomentował w swoim stylu menedżer Chelsea.
Jesteś kibicem piłki nożnej? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku! Nie zwlekaj! Kliknij i polub nas.