Kilku minut zabrakło piłkarzom Stali Stalowa Wola do sprawienia ogromnej sensacji i wyeliminowania z rozgrywek Pucharu Polski Śląska Wrocław. W dogrywce lepsi okazali się już jednak wrocławianie. - Na pewno takie mecze są bardzo ciężkie. Wiedzieliśmy, że przyjechaliśmy do przeciwnika z niższej ligi, który nie ma nic do stracenia i który będzie grał bardzo ambitnie. Stal Stalowa Wola to przecież kiedyś była bardzo dobra polska marka. Piłkarze tego klubu chcieli udowodnić kibicom, którzy wypełnili stadion po brzegi, że im się należy zwycięstwo. My na pewno żałujemy, że nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, bo na pewno to spotkanie inaczej by się ułożyło - mówił po spotkaniu Mateusz Cetnarski.
Znakomity mecz w barach gospodarzy rozegrał Tomasz Wietecha. Bramkarz Stalówki dwoił się i troił między słupkami. - Tomka Wietechę pamiętam jeszcze z czasów, gdy byłem młodym chłopakiem. On już wtedy był dorosłym piłkarzem. Pochodzę z Kolbuszowej, która jest akurat niedaleko Stalowej Woli i jak ja dopiero stawiałem pierwsze kroki w Kolbuszowiance, to już wszyscy wiedzieli, kto broni w Stali, wówczas jeszcze w ówczesnej II lidze. Podtrzymuje formę przez te wszystkie lata. Nawet pozwoliłem sobie po meczu do niego podejść i powiedzieć, że może go jeszcze gdzieś kupią - mówił "Cetnar".
Wrocławianie gola na wagę remisu, dzięki któremu mogło dojść do remisu, strzelili w samej końcówce meczu. - Ja akurat wchodziłem na boisko w momencie straty bramki i też wiedziałem, że nie ma nic do stracenia. Musieliśmy się rzucić bardziej na rywala i wyszarpać przynajmniej tę jedna bramkę do remisu - wyjaśniał pomocnik.
Teraz przed WKS-em potyczka z Sevilla FC w eliminacjach do Ligi Europejskiej. - Do Sevilli jedziemy pełni optymizmu. Musimy pokazać to, co zaprezentowaliśmy w spotkaniu z Club Bruuge i powalczymy o dobry wynik - podsumował Cetnarski, który przyznał, że ciągle śledzi losy klubu ze swojej rodzinnej miejscowości: - Na pewno śledzę wyniki Kolbuszowianki. Cały czas jestem z braćmi w kontakcie, a oni są na miejscu.