- To powoli staje się tradycją, że rozpoczynamy sezon od przegranej - kręci głową Adrian Rakowski, wychowanek KGHM Zagłębia Lubin. I ma rację. Miedziowi ostatni raz wygrali na inaugurację w 2008 roku, pokonując Widzew Łódź 4:3. Później było już tylko gorzej, a porażki z Legią Warszawa i Pogonią Szczecin po 0:4 na długo wbiły się w pamięć fanów lubinian.
Nie lepiej było w piątek. Spore oczekiwania kibiców spotkały się z wielkim zawodem. Zagłębie zagrało katastrofalnie i przegrało tylko 0:2. Tylko, ponieważ rywale mogli wbić kolejne gole. Rok temu lubinianie także zmierzyli się z Pogonią, ale w Szczecinie. Wówczas przegrali 0:4.
- W tym sezonie startowaliśmy z takim samym dorobkiem, jak inne zespoły. Rok temu mogliśmy mówić, że od początku ciążyła na nas jakaś presja w związku z ujemnymi punktami na starcie, ale teraz wszyscy mieliśmy po równo i znowu zaczynamy od przegranej. Nie wiem dlaczego... - mówi Adrian Rakowski.
Zagłębie w sparingach osiągnęło dobre wyniki. Mogły robić wrażenia zwycięstwa nad FK Mladą Boleslav czy Bursasporem, ale kiedy przyszła liga, to czar prysł. - Przed meczem wydawało się, że wszystko było dobrze, dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy, a na boisku znowu to samo. To powoli staje się tradycją, że rozpoczynamy sezon od przegranej. Pogoń strzeliła dwa gole, a my nie potrafiliśmy nic z tym zrobić. Wydaje mi się, że w drugiej połowie było nieco lepiej, oddaliśmy parę strzałów, ale niestety zabrakło skuteczności - przyznaje Rakowski.
Także Arkadiusz Woźniak był mocno zły na siebie i kolegów z drużyny. On na boisku pojawił się zaraz po przerwie, wniósł nieco ożywienia, ale nie był w stanie zmienić oblicza meczu. - Zawiedliśmy samych siebie, kibiców i cały Lubin. Przede wszystkim zawiedliśmy jednak całą drużynę. Nie tak sobie to wyobrażaliśmy. Liczyliśmy, że w końcu zagramy dobre pierwsze spotkanie, ale się nie udało. Trzeba jak najszybciej o tym zapomnieć. Musimy zrehabilitować się w Gliwicach, nie ma innego wyjścia - kończy Woźniak.