Profesjonalny klub nie może tak funkcjonować - rozmowa z Ryszardem Wieczorkiem, trenerem Energetyka ROW Rybnik

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Ryszard Wieczorek w dalszym ciągu nie podpisał nowej umowy z Energetykiem ROW Rybnik. W rozmowie z naszym portalem doświadczony trener opowiada m.in. o wyzwaniach, jakie stoją przed jego drużyną.

Beata Fojcik: W poniedziałek, a później we wtorek miała wyjaśnić się sprawa pańskiego kontraktu. Jest jakiś postęp?

Ryszard Wieczorek: Nie mam jeszcze podpisanego kontraktu.

Co stoi na przeszkodzie ku temu, by mógł pan związać się z Energetykiem ROW na dłużej?

- Formalne rzeczy, które zostały ustalone w trakcie negocjacji. W tym klubie pewne sprawy dzieją się z opóźnieniem. Z prostej przyczyny. Prezes i działacze klubowi - jak mówią - pracują tutaj społecznie i mają swoje obowiązki, dlatego zawsze będę głośno mówił o tym, żeby wszystkie sprawy były dograne w odpowiednim czasie. Wiem coś na ten temat, bo pracowałem w klubach I ligi i ekstraklasy. Na tym poziomie już nie może tak być.

Co musi się zmienić, żeby takie sytuacje nie powtarzały się w przyszłości?

- Władze klubu muszą być bardziej dyspozycyjne. Na pewno jest to związane z finansami, bo trzeba zatrudnić człowieka, który będzie komunikatorem, będzie odpowiedzialny w klubie za łączenie, bo to tylko problem komunikacji. Albo nie ma prezesa, dyrektora, albo my trenujemy i to się tak odwleka. Tak być nie powinno. Mieliśmy się jeszcze spotkać i coś doprecyzować odnośnie umowy, ale do spotkania dotąd nie doszło.

Jak zatem powinno wyglądać załatwianie takich ważnych spraw, jak kontrakt trenera?

- Siada się, rozmawia, decyduje, dzwoni, kontaktuje się z członkami zarządu. Padają takie i takie ustalenia, podpisuję i koniec, kropka. Tak samo bywa też w przypadku zawodników. Kadra powinna już być dawno zamknięta. Być może to się kiedyś zmieni, bo na ten czas nie funkcjonuje to tak, jak powinno.

Kiedy może nastąpić podpisanie umowy?

- Codziennie mam informacje, że to ma być jutro. We wtorek po meczu sparingowym pojawiła się informacja, że w środę umowa będzie przygotowana już z poprawkami, które zostały przedyskutowane. Jak powiedział prezes, to sprawa techniczna. Tylko, że sprawy techniczne nie mogą trwać w nieskończoność. Mam nadzieję, że sekretarka w końcu poprosi mnie do siebie, żeby kontrakt parafować.

Sytuacja się przeciąga i kibice mogą niepokoić się o to, że któregoś dnia zabraknie pana w klubie.

- Myślę, że nie. Jestem bardzo słownym człowiekiem. Jesienią ubiegłego roku otrzymałem propozycję z klubu ekstraklasy. Do finału nie doszło, bo chciałem doprowadzić ROW do tego miejsca, w którym dzisiaj jesteśmy. W tym roku, na wiosnę była mocna opcja klubu I-ligowego, który chciał awansować do ekstraklasy. Chciałem jednak z Energetykiem awansować do I ligi i tak się stało. Byłem wobec klubu lojalny i po sezonie podczas pierwszej rozmowy z zarządem została ustalona kwestia odnośnie tego, że chcę pracować dalej w Rybniku.

Nie żałuje pan tej decyzji? Teraz musi pan bardzo uzbroić się w cierpliwość.

- Po drodze miałem jakieś zapytania i możliwości objęcia innego klubu, ale skoro zostawiłem tu trochę zdrowia - dzieje się tu coś dobrego, jeśli chodzi o drużynę - to czemu w I lidze nie miałbym tego kontynuować. Zarząd też zadecydował, że jest zainteresowany przedłużeniem umowy, ale na tym stanęło. Ustaliliśmy wstępnie warunki współpracy i kontraktu, mijają dwa tygodnie i jeszcze umowa nie została podpisana. W międzyczasie mogłoby się wydarzyć, że gdybym bardzo się o to postarał, mógłby po mnie jakiś klub się zgłosić. Jednak chcę być fair wobec szatni i wobec ludzi, z którymi się umówiłem. [nextpage]Ale wygląda na to, że ludzie, z którymi pan się umawiał nie są wobec pana fair.

- Ciągniemy wózek w jedną stronę. W klubie musi zmienić się organizacja, szybkość działania, komunikatywność. To przeciąganie może spowodować w przyszłości sytuację, że jak będziemy wolno pracować,  nie będziemy dynamiczni, to sprzątną nam sprzed nosa ciekawych zawodników, których będziemy chcieli pozyskać. A wiem, o czym mówię, bo wiele razy w mojej przygodzie z piłką tak się zdarzało. W tym biznesie nie powinno tak być.

Nie ma pan też komfortu, jeśli chodzi o kadrę. Jest spory problem z ilością zawodników defensywnych. Nominalnych obrońców ma pan tylko czterech.

- Z Michałem Adamczykiem temat został rozwiązany po sparingu z Banikiem Ostrawa. Decydujemy się na niego. Ma klika atutów. Jednym z nich jest to, że to młodzieżowiec. W piłkę też grać potrafi. Były również przymiarki innych zawodników. Każdy, kto interesuje się rozwojem ROW-u Rybnik widzi, że czterech graczy z defensywy od nas odeszło. Są to Jasiu Janik, Kuba Steuer, Błażej Radler i Roland Kachel. Na ten czas, z obrońców doszedł do nas tylko Michał Adamczyk. Mówię tak, bo myślę, że z nami zostanie. Siłą rzeczy, tej klasy zespół, grający w I lidze nie może zostać tylko z dwójką stoperów Grolik-Szary. Na to miejsce próbujemy Szymona Jarego, ale on nie grał na tej pozycji. Może sprawdzić się w I lidze, ale nie musi. W związku z tym, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby ułatwiać losowi pracę. Tym bardziej, że licho nie śpi. Sławek Szary miał lekki uraz i w ostatnim sparingu już go zabrakło. W sezonie mamy dużo więcej spotkań i będziemy potem patrzeć jeden na drugiego, że kogoś brakuje?

Ktoś może załagodzić problem i jeszcze wzmocnić drużynę?

- Patrząc przez pryzmat tego, na co stać klub i w jakim kierunku ta praca ma iść wiemy, że nie mogą to być zawodnicy drodzy. Odpadł Ralder, bo według prezesa był za drogi. Odpadł Michal Farkas, bo był za drogi. Uważam, że oni nie byli drodzy. Z takim ograniem i doświadczeniem, na tę klasę rozgrywkową byli to piłkarze, jakich potrzebujemy. Dzisiaj kierunek jest inny. Musimy szukać tańszych i takich, którzy mogliby jeszcze się rozwijać. W tym klubie ważna jest kwestia finansowa i dlatego na testach znalazł się Marcin Grabowski. We wtorkowym sparingu pokazał się z dobrej strony. Będziemy mu się przyglądać, ale może okazać się, że ten tani może być jeszcze za drogi. Nie wiem, jak widzą to działacze. Wyraziłem się jasno odnośnie potrzeb. Jestem przekonany, że wzmocnienie linii obrony jeszcze jednym zawodnikiem, to konieczność.

W sobotę czeka was mecz z Odrą Opole w Pucharze Polski. Być może przyjdzie drużynie grać na dwóch frontach, a finanse klubu i wąska kadra na to nie pozwalają.

- Byłbym ostrożny z tą wąską kadrą. Na papierze jest sporo zawodników, jeśli chodzi o formacje ofensywne. Chciałem nawet wypożyczyć Tomka Kasprzyka i Michała Strokę, ale nie jesteśmy w stanie pozyskać piłkarzy na ich pozycje, bo być może byliby drożsi. Obaj zawodnicy będą musieli zostać w klubie i walczyć o miejsce w drużynie. W meczu z Ruchem Zdzieszowice, na prawej obronie grał Mateusz Szatkowski, który zaczynał jako napastnik. Na tej samej pozycji zagrał też Tomek Kasprzyk, który przyszedł do nas, jako skrzydłowy, a zaczynał karierę, jako napastnik. Na środku pomocy grał Roland Buchała, na lewej stronie Łukasz Bałuszyński. To wszystko napastnicy. Nie da się zrobić drużyny tylko z graczy ofensywnych. Musimy nawet na treningu myśleć, jak zrobić gierkę. To są problemy, które przeżywałem nieraz, będąc trenerem różnych zespołów i na różnym poziomie, ale jakoś łatwiej było mi to wszystko poukładać.

Zatem panu nie można odmówić doświadczenia, ale działaczom już chyba tak.

- Dzisiaj są takie czasy, że można pomóc piłkarzowi, wypożyczając go. Na tym polega praca w tym biznesie. Działacze mają tego doświadczenia na tyle mało, że te tematy są trudniejsze. Trzeba pamiętać o tym, że wkroczyliśmy na wyższy poziom pod względem sportowym i organizacyjnym. Musimy do tej ligi się dostosować, ta liga na pewno nie dostosuje się do nas. Wiem, o czym mówię. Ciągle będę to powtarzał, bo mam doświadczenie i wiem, jaki poziom prezentują drużyny w tej klasie rozgrywkowej, jaki poziom prezentują kluby. Jestem tu po to, by pomagać i uczyć, jak rozwijać zespół. Chciałbym, żeby działacze wykorzystali moje doświadczenie z pracy w klubach, które były bardzo dobrze zarządzane nie tylko na poziomie I-ligowym, ale i w ekstraklasie.

Wygląda na to, że dosyć ciężko toczy się życie przy Gliwickiej.

- Wiem, jak wyglądały te sprawy, kiedy robiłem awans do ekstraklasy z Koroną Kielce. Dzisiaj, to my w tej lidze gramy. Jak komuś wydaje się, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie, to jest w błędzie. Nawet w II lidze tak nie było, bo pamiętam, jak prezes chciał mnie zwolnić. To nie świadczy o tym, że prezes dobrze rządzi. Chodzi o to, by prezes dobrze zarządzał. W klubie powinno być tak, że zarząd zarządza, trenerzy trenują, piłkarze grają, a kibice kibicują. Wtedy będzie wszystko w porządku. Prezes mówi, że potrzebne są pieniądze, żeby zatrudnić kogoś, kto będzie w klubie zajmował się tymi wszystkimi sprawami i ja się z nim zgadzam. A, że tych pieniędzy nie ma, to jest problem.

Źródło artykułu: