41-letni szkoleniowiec przejął Zawiszę 27 kwietnia po Juriju Szatałowie. W ciągu tygodnia sięgnął z bydgoszczanami po sześć punktów: już w debiucie pokonał Okocimskiego Brzesko (4:1), a w miniony weekend Wartę Poznań (1:0).
Co mógł zrobić w tak krótkim czasie? - Niedużo. Więcej w tym krótkim czasie, gdy mecze się nawarstwiają, niż zajęcia ukierunkowane głównie na taktykę, zrobić się nie da - mówi Tarasiewicz i dodaje: - Każdy ma swój styl pracy. Myślę, że w krótkim czasie nie można sprzedać za wielu informacji, bo zawodnik po prostu tego nie zakoduje. Trzech zawodników mnie zna, a z resztą dopiero się poznaję. Pierwsze dni to było wzajemne badanie siebie. Ta sytuacja, która miała miejsce, na pewno ich trochę przytłumiła. Ja im powiedziałem, że muszą skoncentrować się na grze, a nie na tym, że każdy błąd powoduje utratę bramki lub negatywną reakcję z mojej strony. Błędy się zdarzają.
Tarasiewicz przejął Zawiszę w podobnej sytuacji do tej, kiedy w minionym sezonie obejmował Pogoń Szczecin, którą wprowadził do ekstraklasy. Wówczas zaczął pracę przed 25. kolejką, teraz zrobił to przed 26. meczem w sezonie. Pogoń była wtedy wespół z Piastem Gliwice liderem I ligi, a Zawisza musi goni rywali.
- Ale wtedy też było bardzo ciasno i Pogoń miała za sobą serię porażek. Teraz musimy gonić innych, ale sytuacja jednak jest podobna. Dobrze wiemy, że zespoły nie są regularne i mało kto wygrywa trzy, cztery mecze z rzędu. Psychika to połowa sukcesu. - Trzeba być regularnym i nie mówię tu o remisach. Trzeba wygrać trzy, cztery mecze z rzędu. Kto będzie walczył o awans? Termalica, Cracovia, Flota, my - kto jeszcze? Nie mam pojęcia. Jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy czekać na potknięcia rywali - mówi opiekun Zawiszy.
Od momentu wprowadzenia Pogoni do ekstraklasy Tarasiewicz był bez pracy. Bez angażu był niemal równy rok, ale to nie znaczy, że był całkiem zapomniany i oferta z Zawiszy była jedyną, jaką otrzymał w tym czasie: - Były zapytania. Miałem propozycję z Podbeskidzia. Miałem zapytania z dwóch klubów zagranicznych - z II ligi francuskiej i z ligi szwajcarskiej - i czekałem na sygnały. Nie chciałem się zablokować i mówiłem, że potrzebuję szybkiej odpowiedzi - za kilka dni, a nie za kilkanaście. Z Zawiszą wszystko rozegrało się bardzo szybko. Pan Osuch zadzwonił, ale nie lubię w takich sprawach rozmawiać przez telefon. Spotkaliśmy się na żywo, porozmawialiśmy o tym, czy to jest realne, szczerze, bo bezpośrednio lepiej da się wyczuć to, czy ktoś ma przekonanie o tym, czego chce dokonać. Szybko się do siebie przekonaliśmy i porozumieliśmy.