Przed meczem odbyła się charytatywna akcja, której celem było zebranie jak największej ilości krwi. Być może dlatego, piłkarze obu drużyn chcąc dać kibicom możliwość spokojnego usadowienia się na krzesełkach przez kilka pierwszych minut nie zaprezentowali niczego godnego uwagi.
Bełchatowianie pierwszą groźną akcję stworzyli w 12. minucie spotkania. Wtedy to swoje wysokie umiejętności zaprezentował powracający po kontuzji Łukasz Garguła. Wypatrzył on w polu karnym Carlo Costly. Ten bardzo ładnie złożył się do strzału głową, lecz futbolówka przeleciała nad poprzeczką. W 20. minucie odpowiedzieli piłkarze z Wrocławia. Piłka trafiła do Sebastiana Mili stojącego na linii pola karnego, ten odegrał ją do Sebastiana Dudka. Ten już szykował się do strzału mając przed tylko bramkarza gości, lecz w ostatniej chwili piłkę z nogi zdjęli mu obrońcy. Po tym zdarzeniu przez kilka następnych minut na boisku piłkarzom mocno trzeszczały kości. Gra znacznie się zaostrzyła, a arbiter spotkania co rusz musiał sięgać do kieszeni po żółte kartki. Efektem brutalnej gry była kontuzja Vuka Sotirovica, który w 28. zmuszony był opuścić plac gry. Zastąpił go Tomasz Szewczuk i jak się okazało był to doskonały ruch trenera. Już w 34. minucie Szewczuk mógł zdobyć bramkę, jednak po podaniu Krzysztofa Ostrowskiego nie opanował piłki w polu karnym. W 40. minucie wydawało się, że goście obejmą prowadzenie. W pole karne Śląska ładnie podał Patryk Rachwał, tam do Tomasza Jarzębowskiego odgrywał Costly. Jarzębowski w doskonałej sytuacji strzelił jednak bardzo niecelnie. Niewykorzystane sytuacje się mszczą - mówi stare piłkarskie porzekadło. Tak stało się też we Wrocławiu. W 41. minucie Janusz Gancarczyk wrzucił miękko futbolówkę w pole karne, tam najwyżej wyskoczył do niej Szewczuk i pewnym strzałem głową umieścił ją w bramce. Wrocławianie objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca pierwszej połowy. W doliczonym czasie gry kolejną szansę miał jeszcze Szewczuk, lepsi jednak byli obrońcy z Bełchatowa.
Druga połowa meczu rozpoczęła się ataków i jednej i drugiej drużyny. W 47. minucie w niewiarygodny sposób Sebastian Dudek zgubił dwóch obrońców i oddał strzał w kierunku bramki strzeżonej przez Damiana Kozika. Ten z trudem wybronił. Chwilę później z ostrego kąta strzelał Szewczuk, Kozik po raz kolejny nie dał się zaskoczyć. W 52 . lewą stroną pomknął Janusz Gancarczyk, przebiegł z piłką ponad połowę boiska i dopiero w polu karnym zatrzymał go Jhoel Herrera. W tej samej minucie na bramkę zespołu z Bełchatowa główkował Dudek, lecz niecelnie. W 56. minucie z rzutu wolnego fantastycznie przymierzył Garguła, a Wojciech Kaczmarek z trudem wybił piłkę na rzut rożny. - Kibicom mecz mógł się podobać. Było dużo walki, dużo sytuacji i akcji - stwierdził po spotkaniu Paweł Janas, trener PGE GKS-u Bełchatów. I rzeczywiście szkoleniowiec miał rację. Co chwilę jak nie pod jedną, to pod drugą bramką dochodziło do groźnych sytuacji. W 64. minucie doszło do kolejnej zmiany, która została wymuszona kontuzją. Boisko zmuszony był opuścić Vladimir Cap, zastąpił go Mariusz Pawelec. - Vlado ma naciągnięty mięsień dwugłowy - wyjaśnił po spotkaniu Ryszard Tarasiewicz. W tej samej minucie na placu gry pojawił się także Paweł Adamiec. Była to bardzo zmiana dokonana przez trenera Janasa. Adamiec znacznie rozruszał poczynania gości. W okresie od 65. do 70. minuty wrocławianie byli zamknięci na własnej połowie. Gracze z Bełchatowa rzucili wszystkie siły aby doprowadzić do remisu. Ta sztuka udała im się w 71. minucie. Z rzutu rożnego zagrywał Garguła, do piłki najwyżej wyskoczył Marcin Drzymont i doprowadził do wyrównania. Po wyrównującym trafieniu mecz stał się jeszcze ciekawszy. Teraz to gracze z Dolnego Śląska ruszyli do ataku chcąc przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Uważam, że od momentu wyrównania przez GKS Bełchatów dążyliśmy do zwycięstwa przez cały czas. To było widoczne na boisku. Nie przestraszyliśmy się tego wyrównania i nie chcieliśmy dowieźć wyniku do końca - komentował trener Śląska. W 72. minucie szczęścia próbował Mila, w 77. świeżo wprowadzony Krzysztof Ulatowski. W 80. minucie z ponad 40 metrów strzelał Pawelec, jednak obok bramki. W 83. minucie piłkarze Śląska przeprowadzili bardzo efektowną akcję. Dudek wyłożył piłkę Gancarczykowi, który strzelił technicznie. Futbolówka po rykoszecie wyszła na rzut rożny. Do regulaminowego czasu gry sędzia doliczył aż cztery minuty. W 93. tuż przed polem karnym faulowany został Ulatowski. Do piłki podszedł Ostrowski, lecz trafił prosto w mur. Piłka spadła jednak pod nogi Tomasza Szewczuka, który strzelił przy krótkim słupku. Chwilę później zarówno piłkarze, trenerzy jak i kibice zespołu z Wrocławia unieśli ręce w geście radości. Śląsk po strzale Szewczuka objął prowadzenie, którego nie oddał już do końca. - Najbardziej boli taka przegrana. Graliśmy do końca, niepotrzebny faul, w konsekwencji bramka. Najbardziej to boli, bo myślę, że w naszym wykonaniu było to dobre spotkanie - powiedział Łukasz Garguła.
Całe spotkanie mogło się podobać. W meczu były co prawda momenty przestoju, jednak emocje w końcówce wszystko zrekompensowały. Kluczowym momentem było wprowadzenie na boisko Tomasza Szewczuka, który zdobył dwie bramki. Obydwa zespoły stworzyły sobie kilka dogodnych sytuacji strzeleckich, najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłby remis, jednak... szczęście podobno sprzyja lepszym i to we Wrocławiu cieszą się teraz z trzech punktów.
Śląsk Wrocław - GKS Bełchatów 2:1 (1:0)
1:0 - Szewczuk 41'
1:1 - Drzymont 70'
2:1 - Szewczuk 90'+4
Składy:
Śląsk Wrocław: Kaczmarek - Socha, Celeban, Sztylka, Cap (64' Pawelec), Ostrowski, Dudek, Łukasiewicz, Gancarczyk J., Mila (76' Ulatowski), Sotirović (28' Szewczuk).
GKS Bełchatów: Kozik - Herrera, Drzymont, Pietrasiak, Popek, Kuklis (46' Nowak) , Jarzębowski, Rachwał, Gol (65' Adamiec), Garguła (85' Cetnarski), Costly.
Żółte kartki: Cap (Śląsk) oraz Kuklis, Herrera, Gol (GKS).
Sędzia: Dawid Piasecki (Pomorski ZPN).
Widzów: 5000 (w tym około 100 gości).
Najlepszy piłkarz Śląska Wrocław: Tomasz Szewczuk.
Najlepszy piłkarz PGE GKS-u Bełchatów: Łukasz Garguła.
Piłkarz meczu: Tomasz Szewczuk.