Marcin Ziach: Twój przykład pokazuje, że parafrazując znane przysłowie "wszędzie dobrze, ale w Zabrzu najlepiej".
Grzegorz Bonin: Bardzo się cieszę z tego, że wracam do Górnika. Na pewno można tak powiedzieć, bo jest w tym zdaniu sporo prawdy.
Wielu twój powrót do Górnika bierze za twoją porażkę. Odchodziłeś, by zarabiać więcej i walczyć o najwyższe cele. Niewiele z tego wyszło...
- Co do tego, że odchodziłem, by zarabiać więcej to nieprawda, bo proponowane pieniądze przez Górnika i Polonię Warszawa były bardzo podobne. Na pewno nie finanse decydowały o tym, że z Zabrza odszedłem. Swoich oczekiwań faktycznie jednak nie zrealizowałem. W Warszawie mi nie wyszło i potem sprawy nabrały takiego obrotu, że w ciągu roku musiałem jeszcze dwa razy zmieniać kluby. Z tego trudno być zadowolonym.
Gdybyś mógł raz jeszcze cofnąć się półtora roku wstecz, zdecydowałbyś się podpisać z Górnikiem 5-letni kontrakt, jaki ci oferowano?
- Nie, bo wiedziałem jakie kłopoty miał wtedy Górnik i tak naprawdę działacze też byli zadowoleni z tego, że tej oferty nie przyjąłem. Myślę, że byłoby potem podobnie jak w Polonii, że nikt by nie patrzył na moją grę, a tylko na to ile zarabiam.
Głosy faktycznie pojawiały się takie, że oferowane ci pieniądze miały być jak na polską ligę gigantyczne.
- No właśnie. I jak potem o tym przeczyta jeden, drugi, trzeci to każdy miał zakodowane, że Bonin będzie zarabiał w Górniku miliony, a to były pieniądze z bajki. Wiedziałem, że potem już tego od siebie nie odczepię i wolałem odejść, niż nasłuchiwać z prawej i lewej strony, że zarabiam miliony, a nikt nie ocenia mojej gry.
Podobno dziś Bonin będzie grał w Górniku za czapkę śliwek.
- Nie bardzo, ale tak to już jest, że prasa zawsze wymyśla różne rzeczy. Od tego nie uciekniemy. Wy nie wiecie, ale przecież musicie coś pisać. Nie ważne ile będę zarabiał. Przyszedłem do Zabrza, bo wiem, że trener Nawałka może mnie dobrze przygotować i wycisnąć ze mnie to, co najlepsze. To ile mi będzie spływać na konto nikogo nie powinno interesować. Możemy porozmawiać o piłce, ale nie o pieniądzach.
Te półtora roku spędzone w trzech innych klubach sprawiły, że jesteś dziś piłkarzem lepszym, gorszym czy po prostu diametralnie innym?
- Na pewno bardziej doświadczonym. To nie jest takie doświadczenie, że mam więcej lat, ale po prostu nabyłem wiele nowych doświadczeń piłkarskich. Wiadomo, że nie jestem już najmłodszy i trzeba teraz jeszcze więcej uwagi do tego, by się do tej rundy dobrze przygotować i wykrzesać z siebie to co najlepsze.
W każdym klubie, w którym grałeś byłeś zmuszony uznawać wyższość Górnika. Siłą rzeczy losy swojego klubu śledzić musiałeś.
- Śledziłbym je i tak, bo sentyment musiał pozostać. Zresztą cały czas byłem też w kontakcie z chłopakami, więc na bieżąco wiedziałem co się w klubie dzieje. Widać, że od momentu przyjścia trenera Nawałki ta praca procentuje, bo z sezonu na sezon drużyna idzie w górę. Ja też chciałbym do tego wyniku dołożyć swoje trzy grosze.
Temat twojego powrotu na Roosevelta pojawił się już rok temu, kiedy wiadomo było, że w Polonii na wiosnę miejsca nie znajdziesz.
- Temat się pojawił, ale nie wyszło. Cieszę się, że teraz udało nam się porozumieć. To co było, a nie jest nie ma dziś żadnego znaczenia. Liczy się to co przed nami, a czuję, że ta wiosna będzie jednym z najważniejszych okresów w mojej przygodzie z futbolem.
Ze stolicy przeniosłeś się do ŁKS Łódź, najbardziej egzotycznego klubu, w którym dotychczas przyszło ci występować.
-
Każdy kto przyszedł rok temu do Łodzi miał większe lub mniejsze problemy. Ja miałem akurat taki, że bardzo późno rozwiązałem kontrakt z Polonią i większość klubów miała już kadry pozamykane. Wiadomo, że ŁKS brał wtedy wszystko, a mnie było to na rękę, bo chciałem być "w grze" i pozostać w ekstraklasie. Spadliśmy, ale ciężko było zrobić coś z tego. Graliśmy praktycznie bez przygotowania i zaległości nadrabialiśmy w trakcie rundy wiosennej.
Gdyby taka drużyna grała w T-Mobile Ekstraklasie 2-3 lata wcześniej miałaby kadrę na walkę o mistrzostwo Polski.
- Jestem przekonany, że gdybyśmy w styczniu normalnie rozpoczęli przygotowania, to pewnie byśmy się utrzymali. Zaskoczyliśmy dopiero w kwietniu, ale wtedy było już pozamiatane.
Nie wyszło ci też w Pogoni Szczecin. Mogło się wydawać, że dopadło cię jakieś fatum, bo życie nie szczędziło kłód rzucanych ci pod nogi.
- W Szczecinie podpisałem kontrakt na rok i wiedziałem, że muszę być w bardzo dobrej formie, żeby go przedłużyć. Początek był dobry, bo zagrałem w trzech meczach w pełnym wymiarze. Potem napatoczyła się kontuzja, po której wypadłem praktycznie na osiem meczów. Wróciłem, a drużyna zagrała bardzo słaby mecz i trener mnie "skasował". Zrobił to wysyłając do mnie SMS-a, bo nie umiał powiedzieć mi tego w twarz. To na pewno mnie zabolało i na długo zapisze mi się w pamięci.
Z trenerem Arturem Skowronkiem nie porozmawialiście na pożegnanie?
- Na pożegnanie tak, ale dla mnie sezon się skończył kiedy po prostu dostałem SMS-a, że mam się nie pokazywać na treningu pierwszej drużyny, tylko z zespołem rezerw jechać gdzieś tam na jakiś mecz.
Kiedy ponad cztery lata temu przychodziłeś do Górnika celem miała być walka o najwyższe cele, a skończyło się spadkiem. Dziś ten cel jest realny.
- Na pewno te cele są do zrealizowania. Musimy jednak uważać, bo tabela jest płaska i bardzo łatwo można spaść gdzieś do środka. Ta linia czy to w górę, czy w dół jest bardzo cienka i nie możemy za bardzo na tej krawędzi balansować. Dla nas ważny powinien być każdy kolejny mecz i punkty, jakie są w nim do zdobycia. Powinniśmy się na tym skupić, a nie myślami być już przy losowaniu rywala do gry w europejskich pucharach.
Swoją drugą przygodę z Górnikiem rozpoczniesz z nowym numerem. Coś będzie jednak częścią wspólną obu okresów?
- Trudno będzie jakieś takie części wspólne znaleźć. Nawet mieszkanie będzie inne, bo miesiąc temu wynająłem swoje i nie chciałem robić im już teraz kłopotu, więc zamieszkam gdzie indziej.
Kupując mieszkanie zabezpieczałeś się, że jednak na Śląsk możesz wrócić.
- Mieszkanie kupiłem krótko po moim transferze do Górnika. Po moim odejściu przejął je Adaś Marciniak, a potem stało trochę czasu puste. Czułem, że jeszcze kiedyś może mi się przydać, więc sprzedawać go nie chciałem. Najpierw trzeba jednak powalczyć o dłuższy kontrakt w Zabrzu. Na tym się teraz skupiam.