Piotr Tomasik: Zaczęliście ten sezon od zwycięstwa, potem było już tylko gorzej, czyli remis i dwie porażki. Domyślam się, że nie tak miało być.
Mateusz Cetnarski: - Zgadza się. Przede wszystkim nie spodziewaliśmy się porażki na własnym terenie z Łódzkim Klubem Sportowym. Z takimi drużynami musimy spokojnie sięgać po komplet punktów. W przeciwnym wypadku naprawdę będzie nam ciężko powalczyć o górną połowę tabeli. W ostatnim meczu popełniliśmy proste błędy, straciliśmy dwa gole, a nie strzeliliśmy żadnego. Stąd się wzięła ta nieszczęsna przegrana.
Trener Paweł Janas powiedział po tamtym spotkaniu, że zagraliście bardzo słabo. Zgadza się pan z tą opinią?
- Myślę, iż był to nasz najsłabszy występ w tym sezonie. Po wygranej w Poznaniu i remisie z Piastem jechaliśmy pełni optymizmu na konfrontację z Wisłą. W Krakowie przez większość czasu spisywaliśmy się naprawdę nieźle. Liczyliśmy, że z łodzianami będzie podobnie. Niestety było inaczej.
Zapewne cztery punkty po czterech spotkaniach was nie zadowalają.
- Oczywiście, że nie. W trzech ostatnich meczach zdobyliśmy tylko jeden punkt. Dobrze, że chociaż wygraliśmy na inaugurację z Lechem, który ostatnio pokazuje naprawdę niezły futbol. Będziemy teraz chcieli powrócić na właściwe tory.
A czy przypadkiem tamto wyjazdowe zwycięstwo w Poznaniu nie sprawiło, że zbyt mocno uwierzyliście we własne umiejętności?
- Chyba nie. Nie jechaliśmy na spotkanie z Lechem po to, żeby sobie zagrać i powalczyć o jakieś punkty. Wybraliśmy się tam z takim zamiarem, aby zgarnąć całą pulę. Na pewno dopisało nam sporo szczęścia. Mimo wygranej, nie wpadliśmy w samozachwyt. Każdy dobrze wiedział, że to dopiero początek sezonu i w kolejnych spotkaniach musimy być bardziej skoncentrowani. Ale nasza obecna sytuacja jest taka a nie inna.
Chyba spory wpływ na waszą formę mają kontuzje kluczowych graczy, z Łukaszem Gargułą na czele.
- Racja. Nie ma się co oszukiwać, że on, Dawid Nowak czy Mariusz Ujek są ważnymi zawodnikami w naszym zespole. To są takie "silniczki", które dają drużynie naprawdę wiele. Łukasz w środku pola wykonuje kawał niezłej roboty, jest bardzo dobrym i kreatywnym zawodnikiem, od którego zależała właściwie cała gra Bełchatowa. Z kolei Mariusz jest niezwykle waleczny, nieźle gra głową i sporo pomaga drużynie. Jeśli natomiast chodzi o Dawida, to strzela wiele bramek, umie sobie wypracować niezłe sytuacje podbramkowe, a także ma nieprzeciętny drybling. Nie ukrywam, że nam ich brakuje i mam nadzieję, iż wkrótce wrócą do gry.
Bardzo pan słodzi swojemu głównemu rywalowi do gry w pierwszym składzie.
- Łukasz jest osobą, od której mogę się wiele nauczyć na treningach. Zawsze pokazuje, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Moim zdaniem piłkarz takiej klasy jak on powinien mieć możliwość rozwoju w jeszcze lepszym klubie. Zawszę będę chwalił Gargułę, bo to świetny piłkarz.
Ale najlepiej chyba byłoby, gdyby on się szkolił w innej drużynie, a pan zajął jego miejsce w Bełchatowie?
- Nie miałem na myśli tego, aby Łukasz szedł gdzieś indziej, bo ja mam wskoczyć za niego do składu. Na razie cieszę się, że mogę rywalizować o miejsce z takim piłkarzem, ponieważ wiele mi to daje. Gdybym walczył o wyjściową jedenastkę z kimś młodszym, byłoby gorzej. Teraz przynajmniej wiem, że muszę dać z siebie więcej niż 100 procent. A Garguła to znakomita osoba, która może służyć za przykład.
Tymczasem słychać opinie, że w Bełchatowie rośnie jego następca. Nazywa się Mateusz Cetnarski. Pan też odbiera to w takich kategoriach, że kiedy Garguła odejdzie, pan automatycznie wskoczy na jego miejsce?
- Nie jest wcale powiedziane, że po jego transferze będę grał. Na pewno zrobię wszystko, aby wskoczyć do pierwszego składu. Mogę obiecać, iż powalczę o swoje. Zapewniam jednak, że nie mam w kontrakcie klauzuli, iż jestem jego następcą (śmiech). Obecność Łukasza w Bełchatowie nie ma dla mnie znaczenia, bo i tak zamierzam grać w ekstraklasie.
Dziennikarze bardzo pana chwalą za ostatnie występy. Pan jest z siebie zadowolony?
- Nie lubię siebie oceniać. Na pewno robię wszystko, co w mojej mocy. Wiadomo, nie każda rzecz mi wychodzi, ale się staram. Muszę też sobie podnosić poprzeczkę. Mam 20 lat, jestem młodym zawodnikiem i chcę się rozwijać.
W zeszłym roku, po pańskim debiucie w ekstraklasie, Orest Lenczyk wypalił: "Niech się Garguła boi".
- Pamiętam te słowa. Wziąłem je sobie do serca, to był jego pierwszy komentarz na mój temat. W ogóle wiele zawdzięczam trenerowi. To on wprowadził mnie do ekstraklasy, dał mi szansę, a wówczas byłem jeszcze 19-latkiem.
Rzeczywiście Garguła ma się czego bać?
- Proszę? (śmiech) Bez przesady. Łukasz jest tak dobrym zawodnikiem, że chyba niczego nie musi się bać.