W połowie grudnia Filip Burkhardt za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z Sandecją Nowy Sącz, w której spędził półtora roku. Bliski odejścia z Nowego Sączu był już latem, ale wówczas trener Jarosław Araszkiewicz przedłużył z nim umowę. W listopadzie młodszy z braci Burkhardtów został przesunięty do rezerw. Teraz jest wolnym zawodnikiem i szuka nowego klubu. Chętnie zakotwiczyłby w Arce Gdynia. - Obojętne, czy Arka grałaby w ekstraklasie, I lidze, czy nawet niżej, to jej nigdy nie odmówię. Od dawna powtarzam, że moje serce jest żółto-niebieskie - powiedział Burkhardt w rozmowie z trojmiasto.sport.pl.
"Bury" ma wielki sentyment do żółto-niebieskiej koszulki. Rozegrał w niej 34 mecze w ekstraklasie i strzelił jedną bramkę. Z Arki odszedł po sezonie 2010/11. Mimo to zawsze powtarzał jak ważnym klubem jest dla niego Arka Gdynia. Czuł się emocjonalnie z nią związany. Czy widzi siebie w zespole prowadzonym przez Pawła Sikorę?
- Wszystko zależy od trenera Pawła Sikory i jego koncepcji. Jeśliby mnie w niej widział, to byłoby wspaniale. Jestem pewny, że w Gdyni czułbym się i grałbym jeszcze lepiej niż w Sandecji. Ta drużyna nie miała żadnego celu, wciąż graliśmy o nic. A ja chcę grać w drużynie, która swoje cele ma. W takiej, która o coś walczy, gdzie jest presja wyniku i presja kibiców. Tego w Nowym Sączu nie było - przyznał piłkarz.
Burkhardt dodał, że są sygnały z innych klubów, ale pierwszeństwo ma dla niego Arka.
źródło: trojmiasto.sport.pl