Michał Miśkiewicz - debiut jak z koszmaru

W meczu z KGHM Zagłębiem Lubin pomiędzy słupkami bramki Wisły Kraków w polskiej Ekstraklasie zadebiutował Michał Miśkiewicz. I na pewno nie był to debiut wymarzony...

W ostatnim meczu w 2012 roku Tomasz Kulawik postanowił dać szansę na debiut w T-Mobile Ekstraklasie bramkarzowi Michałowi Miśkiewiczowi. Ten po szesnastu minutach już trzy razy musiał wyjmować piłkę z własnej bramki. - Po coś stoję w tej bramce... Jakikolwiek nie byłby ten debiut, pamiętałbym go. Ten będzie mi się jednak śnił po nocach. Zapadnie mi głęboko w pamięć - mówił po meczu golkiper.

Do swojej postawy nie może on mieć jednak zastrzeżeń. Miśkiewicz w bramce robił co tylko mógł i uchronił Wisłę przed stratą kolejnych goli. Fatalnie spisywała się bowiem defensywa Białej Gwiazdy. - Starałem się krzyczeć, ale to nic nie dawało - mówił debiutant, który przed sobą miał czterech obcokrajowców.

Wiślacy już po pierwszej połowie przegrywali trzema golami, a zaraz na początku drugiej odsłony potyczki stracili kolejną bramkę. Honorowe trafienie drużyna z Krakowa zdobyła dopiero w doliczonym czasie gry i to dopiero po rzucie karnym. - Staraliśmy się krzyknąć na siebie, jakoś się obudzić. To było wręcz niemożliwe, że straciliśmy trzy gole w kwadrans. Niestety, bramkę udało nam się zdobyć praktycznie dopiero w 90. minucie. Wtedy było już po meczu - powiedział bramkarz.

- Trzeba się wziąć w garść, obudzić się. Dobrze, że przed nami przerwa - podkreślił.

Komentarze (1)
avatar
Sawczenkos
10.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Debiut jak złoto. Nic tylko się cieszyć. Współczuć można chłopakowi, że ma przed sobą tak beznadziejnych obrońców. To jest coś nieprawdopodobnego, jak można grać beznadziejnie, jak robi to Wisł Czytaj całość