W ostatniej kolejce Zawisza był o krok od przełamania fatalnej passy. Prowadził przez większą część meczu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza, ale w doliczonym czasie goście zdołali wyrównać. - Mieliśmy grać wysoko, ale znów wkradła się nerwowość w nasze szeregi. Znowu się wycofaliśmy i ułatwiliśmy Termalice atakowanie. Czy to strach przed utratą bramki? Grając tak, za każdym razem będzie kończyło się to w ten sposób. Co prawda po utracie gola od razu ruszamy do przodu, ale co z tego? Wtedy już jest za późno najczęściej. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak się dzieje. Nie rozumiem, dlaczego zwyczajnie boimy się przeciwnika - powiedział Jurij Szatałow.
Kolejny raz również Zawisza nie wykorzystał dobrych okazji, jakie miał pod bramką rywala. Czy zatem szkoleniowiec ma pretensje do swoich ofensywnych graczy? - To już któreś z rzędu spotkanie, gdy można mieć pretensje czy uwagi. Jak nie wykorzystują czterech, albo pięciu sytuacji, to można mieć zastrzeżenia tylko i wyłącznie do indywidualnych umiejętności. Jako zespół te okazje stwarzamy, lecz nie umiemy ich wykończyć. W ostatniej fazie okazji decydują tak jak powiedziałem zdolności danego zawodnika.
Szatałow bez ogródek przyznał także, iż nie ma pojęcia, co dzieje się z jego ekipą. - Tu już nie chodzi o jakieś niewykorzystane okazje. Ja nie poznaję własnego zespołu. Zespół przestał grać. Boimy się straty bramki i cofamy głęboko we własne pole karne. Tutaj leży problem - zakończył.