- Po utracie pierwszej bramki ruszyliśmy zdecydowanie do przodu, bo chcieliśmy doprowadzić do wyrównania. To znacznie ułatwiło zadanie gospodarzom, w efekcie zostaliśmy strasznie wypunktowani - zanalizował Adrian Klepczyński.
Wyniki w T-Mobile Ekstraklasie bywają bardzo zaskakujące. Tydzień wcześniej Lech przegrał z Lechią Gdańsk, którą z kolei gliwiczanie potrafili pokonać. Tymczasem w Poznaniu zostali rozgromieni. - Taki jest po prostu urok naszej ligi. Tu każdym z każdym może wygrać. Nie potrafię powiedzieć z czego to wynika - dodał defensor.
Teraz ekipa Marcina Brosza będzie miała przerwę związaną ze spotkaniami reprezentacji. - Z jednej strony chcielibyśmy jak najszybciej wyjść na boisko i mieć szansę na rehabilitację. Z drugiej może przyda się trochę odpoczynku i wolnego czasu, by przeanalizować wszystkie błędy, jakie popełniliśmy w stolicy Wielkopolski - zaznaczył Klepczyński.
Porażka zespołu z Górnego Śląska jest o tyle zaskakująca, że w pierwszej połowie to on miał klarowniejsze sytuacje do objęcia prowadzenia (m. in. obił słupek i poprzeczkę bramki Jasmina Buricia). Czy w przerwie gliwiczanie nie poczuli się zbyt pewnie? - Nie sądzę, by coś takiego miało miejsce. Chcieliśmy cały czas grać swoje. Momentem decydującym była utrata pierwszego gola. Poszliśmy do przodu i zostaliśmy boleśnie skarceni. Nie wiem jak ułożyłby się mecz, gdybyśmy zdołali objąć prowadzenie w pierwszej części. Może wynik byłby dla nas korzystny, ale równie dobrze mogłoby się skończyć np. 1:4. Podobne dywagacje nie mają sensu - stwierdził.
Obecnie Piast zajmuje dobre 7. miejsce w tabeli. Czy ono odpowiada celom klubu? - Założenie jest jasne od początku sezonu. Występujemy w roli beniaminka i musimy walczyć przede wszystkim o utrzymanie - zakończył Klepczyński.