Jedno można powiedzieć na pewno. Aktualna pozycja w tabeli PGE GKS Bełchatów nie odzwierciedla tego, co ostatni obecnie zespół ligi prezentuje w meczach. Podobnie było przy Cichej skąd Brunatni mogli wrócić z co najmniej jednym punktem. - Mamy tak dużego pecha, że aż to się w głowie nie mieści. Dobrą grą punktów się nie zdobywa. Chyba trzeci czy czwarty raz tracimy gola w końcówce. Liga nam ucieka - stwierdził Grzegorz Baran, który kilka lat temu bronił barw Niebieskich i został ciepło przywitany w Chorzowie.
Zły z powodu kolejnej porażki był pomocnik bełchatowian Tomasz Wróbel. Piłkarz znany jest z tego, że nie owija niczego w bawełnę. W Chorzowie był bardzo załamany obecną sytuacją swojej drużyny. - Najlepiej zakończyć od razu mój wywód. Nie ma co mówić o meczu. No bo, co można powiedzieć po porażce, gdy traci się takie gole jak my. Kolejny raz w takich okolicznościach dostajemy bramkę. Brak słów - denerwował się piłkarz.
Goście przegrali w Chorzowie po raz trzeci z rzędu w stosunku 1:2. W ubiegłym sezonie PGE GKS stracił bramkę z rzutu karnego w doliczonym czasie gry. W piątek Brunatni dali sobie strzelić bramkę na dwie minuty przed zakończeniem spotkania. - Wydawało mi się, że cały mecz był wyrównany. Przecież udało nam się wyrównać, a jednak pechowo przegraliśmy. Ciężko mi znaleźć jakiekolwiek racjonalne słowa wytłumaczenia. Jestem załamany i przybity tym co się stało. Ruch ma bardzo silny zespół, lepszy od nas technicznie. Zmiany, które przeprowadza trener zawsze coś dają. Teraz wszedł Jankowski i strzelił gola. Potem Lisowski i Smektała wnieśli sporo ożywienia - chwalił Niebieskich Baran. - Kolejny raz Jankowski i Piech pokazali, że są znakomitymi zawodnikami i zasługują na duże brawa - chwalił strzelców goli dla wicemistrzów Polski Szymon Sawala.
Po kolejnej porażce dwutygodniowa przerwa jest na rękę bełchatowianom, którzy w następnej kolejce zmierzą się z będącym w podobnie trudnej sytuacji Podbeskidziem Bielsko-Biała. - Ten czas musimy dobrze wykorzystać. Trzeba ciężko popracować - banalnym stwierdzeniem zakończył Adam Stachowiak.