W Katowicach Polonia Bytom rozegrała najlepszy mecz w tym sezonie. Już pierwsza akcja potyczki z GKS Katowice dała podopiecznym Piotra Pierścionka prowadzenie, które katowiczanie zdołali bytomianom odebrać. Po pół godziny gry kolejne trafienie dla outsidera zanotował Krzysztof Michalak, po strzale którego fatalnie skiksował Witold Sabela, wpuszczając piłkę do siatki... pod brzuchem.
- Kiedy strzela się na bramkę, to trzeba wierzyć choć trochę, że wpadnie. Wiedziałem, że murawa jest śliska, więc uderzyłem i dałem popełnić błąd bramkarzowi. Cieszyliśmy się, że udało nam się odzyskać prowadzenie, ale i tak nie dowieźliśmy tego wyniku do końca. Złość jest ogromna, bo byliśmy w tym meczu drużyną lepszą i nie zasłużyliśmy na nic innego, jak zwycięstwo - przekonuje obrońca bytomskiej drużyny.
Pod znakiem dramatu Polonii stał ostatni kwadrans spotkania, w którym śląska drużyna dała sobie łatwo wbić trzy bramki. - Biegając na boisku czuliśmy, że jesteśmy lepsi i GieKSa nie będzie nam w stanie w tym meczu zrobić większej krzywdy. Nie wiem co się z nami stało. Może zbyt wcześnie uwierzyliśmy, że ten mecz jest już wygrany. Trudno się było nam dziwić, bo rywale do 75. minuty ani razu nie byli w stanie realnie zagrozić naszej bramce - analizuje Michalak.
Dla Polonii porażka w Katowicach siódmą w tym sezonie potyczką, którą bytomianie kończyli na tarczy. - Ta porażka boli tym bardziej, że to były derby. Nasi kibice mocno wierzyli w to, że uda nam się z GieKSą wygrać. Nam też na tym zależało, bo wygrywając to spotkanie, przy dobrym układzie tabeli, mogliśmy dobić tuż pod kreskę i powalczyć o szybkie wydostanie się ze strefy spadkowej. Niestety nam nie wyszło i mamy na koncie tylko dwa punkty - kręci głową z niedowierzaniem gracz drużyny z Olimpijskiej.
Ostatnie fragmenty meczu są w tym sezonie piętą achillesową bytomskiej drużyny. - Ciężko powiedzieć co się z nami stało. Prowadziliśmy grę i było w nas przeświadczenie, że jesteśmy drużyną lepszą, a GKS nie będzie nam w stanie w tym meczu zagrozić. Chyba za wcześnie uwierzyliśmy, że ten mecz się dla nas skończył i kosztowało nas utratę kolejnych bramek. Pozytywem jest jednak to, że z meczu na mecz łapiemy coraz lepszy rytm i niebawem zaczniemy wygrywać - uspokaja defensor śląskiej drużyny.
W końcówce spotkania sędzia podyktował dla GieKSy dwa rzuty karne. - Nie chcę wchodzić w kompetencje arbitra, ale pierwszy rzut karny był w mojej opinii dyskusyjny. Nie to jednak zaważyło o tym, że ten mecz przegraliśmy. Nasz problem leżał w tym, że straciliśmy bramkę na 2:2 i szybko padło kolejne trafienie na 3:2 dla GKS. Nie byliśmy w stanie z tym nic zrobić, a rywale grali swoje i raz jeszcze wywalczyli karnego i zdobyli czwartą bramkę. Szkoda, bo trzy punkty nam się należały - puentuje Michalak.